Jeden dzień po burzy, kiedy najmniej się tego spodziewasz, wschodzi słońce.
-&-
Mimo późnej godziny i środka tygodnia, do Barcelony przyjechała cała piłkarska śmietanka towarzyska, dziennikarze każdej możliwej gazety, emerytowani piłkarze, a także celebryci. Camp Nou to pojemny stadion, jednak miejsc nie starczyło dla wszystkich. Niewtajemniczeni mogą zastanawiać się, skąd tak ogromne zainteresowanie ligowym meczem FC Barcelony z Getafe, które utonęło gdzieś w dole tabeli. Otóż dzisiaj wszystkie oczy kierują się nie na całe drużyny, ale na niego - Boga piłki nożnej, Lionela Messiego. Nawet przez dwa lata jego absencji, ciężko było zapomnieć o takiej postaci. Żywej legendy, najlepszego piłkarza wszechczasów, cracka z innej planety. Dzisiaj zdobywca czterech Złotych Piłek i łamacz wszelkich rekordów zmartwychwstanie. Jego piękna historia będzie czarować nas na nowo, ale z lekką aktualizacją. Argentyńczyk przedstawił nam kolejną, która zapewne znajdzie miejsce w jego kolejnej biografii. Historię, która udowadnia, że dla tego człowieka nie ma rzeczy niemożliwych, nie tylko jeśli chodzi o piłkę. Cały świat został zainspirowany opowieścią nie tylko o wielkim powrocie i zaciętej walce, ale także o bardziej prywatnej sekcji życia legendarnej dziesiątki. Zmotywowany przez własną żonę, a także syna, dla którego chce grać. Całość brzmi banalnie, jednak wszystko ma swój początek. W tym wypadku, bardzo trudny początek historii, która doprowadziła nas aż tutaj.
-&-
Jest dopiero 20 minuta meczu, jednak publiczność jest na tyle zniecierpliwiona, że nie wyraża zainteresowania meczem. Każdy pyta 'gdzie jest Messi?', panuje ogólny chaos i wspólne czekanie na historyczny moment. Nikt nie widział wcześniej czegoś takiego. Schowany w drugim rzędzie ławki rezerwowej Lionel Messi jest tak spragniony gry, że jego wzrok przypomina wzrok głodnego lwa. Określenie wręcz idealne.
-&-
Piłkarze schodzą do szatni, a trybuny wciąż nie widzą Argentyńczyka. Z ogromną goryczą wymalowaną na twarzach, część kibiców wychodzi by zwiedzać inną część Camp Nou.
-&-
Druga połowa trwa zaledwie pięć minut. Na stadionie panuje euforia, gdy wszyscy nareszcie mogą go zobaczyć przy linii bocznej na rozgrzewce. Kiedy komentator krzyczy głośne "MEEEESSSIIIII!", widzowie układają ogromną mozaikę z napisem "BIENVENIDOS D10S!". Jest głośno jak nigdy wcześniej. Skandowane jest nazwisko zawodnika z "10" na plecach. Piłkarzom ciężko skupić się na grze, gdy tyle się dzieje. Oni również są zniecierpliwieni, chcą jak najszybszego zmartwychwstania kolegi z drużyny. Widocznie osłabiła się ich gra ze świadomością, że za chwilę wejdzie on - najlepszy piłkarz świata. Ale czy wciąż taki sam?
-&-
60. minuta meczu. Mecz zatrzymany po aucie i to jest ta chwila. Kibice powstawali z miejsc, razem z nimi władze klubu, wielkie legendy futbolu, piłkarze klubów innych państw. Przy linii bocznej Cules widzą to za czym tak bardzo tęsknili - Lionela Andresa Messiego w stroju FC Barcelony. "Messi! Messi! Messi!" powtarzane do znudzenia (choć ciężko by taki dźwięk miał się znudzić) jest co raz głośniejsze. Do gwiazdy wieczoru zbliża się Andres Iniesta. Leo wciąż szeroko się uśmiecha, ale wyraźnie widać, że chciałby przyśpieszyć te wejście. Gdy w końcu Iniesta stoi na przeciwko jego, po chwili wymieniania porozumiewawczych spojrzeń Hiszpan objął zmieniającego go piłkarza, jednak ten szybko się wyrwał i wybiegł na boisko. Powtarzane hucznie nazwisko staje się niesłyszalne, ponieważ teraz widzowie wydają okrzyki radości. Najgłośniejsze okrzyki radości, jakie kiedykolwiek słyszał ten stadion. Prawdopodobnie bardzo szkodliwe dla rocznego synka Messiego, który ogląda mecz z ławki rezerwowych na kolanach własnej mamy. Tak kończy się jedna historia, która daje początek drugiej.
***
No więc, to koniec. Pierwszy blog, który udało mi się doprowadzić do końca, a trochę ich było. :)
Dziękuje jeszcze raz wszystkim i każdemu z osobna, kto kiedykolwiek przeczytał choć jeden rozdział, a nawet zdanie. Nie mam już siły na dalsze gadanie, myślę, że to co chciałam powiedzieć - powiedziałam przy ostatnim rozdziale. Smutno mi kończyć ten blog i do ostatniej chwili trudno było mi kończyć pisanie epilogu. Byłam bardzo przywiązana to tej historii. :) Mam nadzieję, że wy również będziecie tęsknić za tym blogiem. :)
- Anto, wstawaj ciężarówo! Podnoś ten wielki brzuch! - krzyczała rozweselona Shakira - Dzisiaj twój ślub!
Ten fakt zaczynał mnie motywować i powoli, ze względu na wielkiego-małego Thiago podniosłam się z łóżka. Przy tym przypominając sobie pewną wrześniową sobotę, kiedy również obudziłam się dzięki słowom 'wychodzisz za mąż'. Jednak w zupełnie innej sytuacji, a uwagę trzeba zwrócić także na to, że wówczas te słowa krążyły jedynie po mojej głowie, kiedy po tym jak w sposób niesłowny wyznaliśmy sobie z Lionelem, że się kochamy. Obudziłam się obok niego i trochę zbyt późno i wystartowałam do domu, by przygotować się do złożenia przysięgi małżeńskiej mężczyźnie, który robił wszystko, by zrujnować moje życie. Wróć, wtedy miałam przygotować się do ucieczki sprzed ołtarza, bo tę decyzję podjęłam jeszcze w domu Messiego. Dzisiaj nie muszę podejmować żadnych decyzji, ponieważ jestem całkowicie pewna co do niej już od ślubu z Jordim.
- Za tydzień czeka cię to samo. - uśmiechnęłam się zakładając szlafrok.
- W takim razie chyba przenocuję u Danielli.
- Tylko nie to, nie chciałabym żeby w nocy nałożyła ci tonę tapety 'żebyś ładnie wyglądała na własnym ślubie' - zaśmiałyśmy się.
Po zjedzonym śniadaniu wsiadłyśmy do taksówki i pojechałyśmy do najlepszej, a na pewno najdroższej kosmetyczki w Katalonii, gdzie zażyczyłam sobie jedynie delikatnego makijażu. Ani ja, ani mój przyszły mąż nie lubimy gdy się maluję.
- I co mi z tego makijażu, skoro szlag go zaraz trafi. - powtarzałam w drodze do fryzjerki, zatrzymując łzy wzruszenia.
Nie powinnam o tym w ogóle myśleć, ale wciąż przed oczami miałam dzień ślubu z Jordim. Także dzień wypadku Leo i szpital, w którym leżał. Rozprawę Jordiego, oświadczyny, święta w Rosario, każdy poranek, każdy wieczór i każdą godzinę spędzoną z miłością mojego życia. Każdy koncert i film, na który mnie zabrał. Nawet to. Tyle razem przeszliśmy w tak krótkim czasie. Jednak najbardziej jestem mu wdzięczna za to, że odmienił moje życie na lepsze, choć nie było to takie łatwe. Stąd łzy tak potężne, że nie udało mi się ich zatrzymać.
- Już mi się tutaj tak nie wzruszaj, popłaczemy na ślubie. - przytuliła mnie Shakira - Teraz wio do fryzjera. - pośpieszyła mnie, zapłaciła taksówkarzowi i wyszła zaraz za mną.
Fryzjer co prawda na 90% był gejem, ale bardzo wzruszyła go historia moja i Lionela. Opowiedziałam mu ją, kiedy ten robił mi kłosa opadającego po moim ramieniu. Fryzura była piękna.
Przyłapałam Shakirę na oglądaniu sukienek ślubnych w gazecie. Miała już dawno zrobione włosy.
- Masz już swoją własną. Chodźmy zanim znajdziesz ładniejszą. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Właściwie... za późno. - przygryzła wargę i wskazała mi suknię w magazynie.
- 50 tysięcy euro... Oszalałaś?! - nie kryłam zdziwienia, że taka niespecjalna kreacja może kosztować aż tyle.
- Oj tam, chyba mogę zaszaleć na ten jeden, najważniejszy dzień w moim życiu.
- Tak, oczywiście, ale teraz zajmijmy się moim, bo za trzy godziny biorę ślub. - pośpieszyłam piosenkarkę.
Byłyśmy w drodze do mojego domu, bo Leo o tej porze miałbyć u Gerarda, czyli także u Shakiry. Boję się jaki tym razem garnitur założy. Były już kropki i kwiatki, może czas na jakieś zwierzątka?
Złapałam się za głowę wchodząc do salonu. Kompletnie nic nie było ruszone po wieczorze kawalerskim.
- Zabije Pique. - westchnęła cicho - O cholera! Myślisz, że oni się chociaż obudzili? - nabrała powietrza i zamknęła oczy, pewnie modląc się, żeby tak - Idź do swojej garderoby, żeby Leo cię nie zobaczył w razie czego. - puściła mi oczko.
=perspektywa Shakiry=
Ruszyłam na piętro w poszukiwaniu mojego nieudolnego narzeczonego i jego świetnego kompana. Sprawdzenie przeszło dziesięciu pokoi było męczące. Przy jedenastym poczułam w sobi instynkt mordercy, mimo że widok był rozczulający. Pique i Messi w jednym łóżku i na ich szczęście w ciuchach...
- Pique ty pacanie! Miałeś go dopilnować! Za dwie i pół godziny Messi się żeni, a ty leżysz z nim w łóżku! - uderzałam torebką w mojego narzeczonego i szybko się obudził, tak jak i Leo, który tępo na mnie spoglądał.
- Co się na mnie tak gapisz? Rusz dupę i zakładaj garnitur. Dzisiaj twój ślub, jełopie!
"Byłoby łatwiej, gdyby to faceci zachodzili w ciążę" powiedziałam cicho, gdy obydwoje wstawali z łóżka.
- Ruchy. - krzyknęłam i poklepałam Gerarda po pośladkach, gdy szedł do łazienki.
Zostawiłam ich i poszłam do garderoby Antonelli po drodze wstępujac do tej należącej do jej narzeczonego i zabrałam mu jakąś ogromną bluzę z kapturę, by Anto mogła się w niej przed nim schować.
- Pakuj sukienkę i jedziemy do mnie. Załóż to. - rzuciłam jej bluzę - Uduszę obydwóch.
- Całe szczęście, że Leo się nie maluje. - zaśmiała się,
=perspektywa Antonelli=
Do ślubu dwie godziny, za godzinne powinnam być na plaży, gdzie weźmiemy ślub, jednak o siebie się nie martwię, a o kompletnie skacowanego Leo. Mam ochotę zadzwonić do niego i przypomnieć mu, że ma dobry krem pod oczy i po jego użyciu nie będzie widać jego zmęczenia, ale nie mogę. Shakira mnie pilnuje...
- Thiago wybrał idealny moment na trening. - złapałam się za brzuch i usiadłam na sofie w ogromnej garderobie Shakiry.
- No jeszcze tego mi brakowało. Musisz to przeżyć, chyba nie boli aż tak... Trzeba założyć sukienkę, Anto! Mamy mało czasu. - westchnęła i oparła się rękoma o biodra.
- Kopa ma po tacie, ale dam radę. - uśmiechnęłam się.
Odwzajemniła uśmiech z ulgą i poszła po swoją sukienkę. W tym samym czasie otworzyłam pokrowiec od mojej sukni ślubnej i kolejny raz dzisiaj miałam chęć by usiąść i płakać ze szczęścia, ale na to będzie czas dopiero jutro. Jeszcze raz przyjrzałam się jej i westchnęłam z ulgą. Już za chwilę stanę na ślubnym kobiercu z mężczyzną mojego życia.
Weszłam do przebieralni, gdzie nałożyłam białą bieliznę i pończochy, aż w końcu, z ogromną trudnością weszłam w sukienkę. Jej góra była aksamitnie biała, a doszyty był do niej dekolt, rękawy oraz plecy z koronki w tym samym kolorze. Prosta spódnica od sukni ciągnęła się po ziemi. Spojrzałam na siebie w lustrze i szeroko się uśmiechnęłam. Zapomniałam już o kopaniu mojego synka, bo byłam zbyt zajęta. Objęłam rękoma mój ogromny ciążowy brzuch, który rósł nieprzerwanie od ośmiu miesięcy.
- Szkoda, że tego nie zobaczysz - powiedziałam cicho do Thiago.
"Czego nie zobaczę?!" zapytała głośno Shakira.
Wyszłam z przebieralni i stanęłam naprzeciw jej.
Długo nic nie mówiła, tylko się uśmiechała.
- Wyglądasz cu-do-wnie. - skwitowała, po czym mocno mnie objęła.
- A Ty mnie przyćmisz, pięknie Ci w tej sukience.
- Ładnemu we wszystkim ładnie. - zaśmiała się, a ja razem z nią.
=perspektywa Lionela=
- Znowu wszystko na mnie. Taki ze mnie pacan, a z ciebie jełop, a to one się spóźniają. - mówił do mnie Gerard.
- I ty masz za tydzień wziąć ślub... - zaśmiałem się - Shakira stoi tam, a Antonella się przede mną ukrywa, żebym zobaczył ją dopiero gdy zabrzmi marsz Mendelsona.
Gerard zaśmiał się z własnej głupoty i zapatrzył się w swoją narzeczoną.
- Zgrywam się.
- Ale z ciebie dowcipniś.
Wciąż się denerwowałem. Mam wyjść za kobietę, która już raz uciekła sprzed ołtarza. Nie sądzę, żeby dzisiaj też miała to zrobić, ale jednak to zawsze jakiś powód do zmartwień. Jestem teraz prawdopodobnienajszczęśliwszym człowiekiem na ziemii, ale przy tym ogromnie boję się, że coś pójdzie nie tak. Jak moja pobudka...
- Panie Messi, proszę stanąć przy ołtarzu. Ceremonia się rozpoczyna. - oznajmił mi ksiądz.
Jak kazał, tak zrobiłem. Na naszej prywatnej plaży zebrało się około 230 osób. Cała drużyna Barçy, Argentyny, a
ta
kże zaprzyjaźnione osoby ze sztabu szkoleniowego. Był także
Diego Maradona, kilka kolegów
z innych drużyn, takich jak Cristiano Ronaldo, Xabi Alonso i oczywiście Ronaldinho. Oprócz znajomych była właściwie cała moja rodzina, a także rodzina Anto. Ona nie miała innych gości niż krewni i Shakira, którą i tak bym zaprosił. Teraz wszyscy usiedli na krzesłach ułożonych po dwóch stronach dróżki z piasku usypanej białymi kwiatami, bo której w moją stronę przejdzie kobieta mojego życia i złączymy się przysięgą już na zawsze. Dopóki śmierć nas nie rozdzieli. Nagle zabrzmiał Marsz Mendelsona i w moją stronę ruszyła ona - kobieta, która zmieniła moje życie. Pozwoliła mi sprawić, by była szczęśliwa i dzięki temu ja również jestem. Przeżyliśmy tak wiele, musieliśmy walczyć z losem, przez którego kochanie siebie nawzajem stawało się torturą (ay amor es una tortura - kochanie ciebie to tortura). Przetrwaliśmy to razem i właśnie dlatego teraz tutaj jesteśmy.
- Wyglądasz przecudownie. - powiedziałem to do niej z ogromnym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
Ona również się uśmiechała, dzięki czemu była jeszcze piękniejsza. Ksiądz nie przedłużał, jak to zwykle na ślubach w plenerze. Szybko przeszliśmy do przysięgi małżeńskiej. Shakira stojąca obok Anto już tonęła w łzach.
- Antonello Roccuzzo, czy chcesz poślubić tego oto mężczyznę Lionela Andrésa Messi Cuccittini?
- Tak. - odpowiedziała natychmiast patrząc mi w oczy.
- Lionelu Andrésie Messi Cuccittini, czy chcesz poślubić tę oto kobietę Antonellę Roccuzzo?
- Tak. - odpowiedziałem jeszcze szybciej, na co Antonella się zaśmiała.
- W takim razie, Antonello, powtarzaj za mną: Ja Antonella Roccuzzo, biorę sobie ciebie Lionelu za męża. - nakazał ksiądz.
- Ja Antonella Roccuzzo biorę sobie ciebie Lionelu Andresie Messi Cuccittini za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską - po każdym wymienionym ślubie robiła krótką przerwę, a po policzku spływała jej druga łza - oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci. - uśmiechnęła się.
Ksiądz był wyraźnie zaskoczony, ponieważ miała powtarzać po nim. A ja byłem równie zaskoczony, ponieważ tak samo nauczyłem się przysięgi i to ja miałem zaskoczyć ją.
- Lionelu, powtarzaj za mną: Ja Lionel Andres Messi Cuccittini, biorę sobie ciebie Antonello za żonę.
- Ja Lionel Andres Messi Cuccittini, biorę sobie ciebie Antonello Roccuzzo za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i ucziwość - kontynuowałem z uśmiechem, kiedy łez wzruszenia Anto nie dało się zliczyć - oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący Trójcy jedyny i wszyscy święci.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie założyć obrączki. Pewnie wiecie co trzeba powiedzieć. - uśmiechnąl się ksiądz.
Pique podał nam obrączki i już po chwili jedna była na palcu mojej żony.
- Antonello, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - pogładziłem ją po dłoni.
Na obrączkach wygrawerowane było "Leonella od 21.06.2008 na zawsze". Dzisiaj mija pięć lat odkąd się poznaliśmy. Zaraz po mnie, Antonella włożyla taki sam pierścień na mój palec.
- Lionelu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - uśmiechnęła się.
- Możecie się pocałować. - zakończył duchowny.
Przyciągnąłem ją do siebie i delikatnie pocałowałem. Nasze nosy stykały się i patrzyliśmy sobie w oczy.
- Kocham cię, najbardziej na świecie. - szeptałem.
- Ja ciebie też. - potwierdziła, po czym jeszcze raz się pocałowaliśmy.
Goście krzyczeli i bili brawo.
=perspektywa Antonelli=
Po pół godzinie wesela wreszcie całkiem doszłam do siebie, jako że wcześniej byłam zbyt szczęśliwa i wzruszona. Wciąż mam wrażenie, że śnię, ale to wrażenie jest mylne.
- Zapraszamy młodą parę na parkiet. Czas na pierwszy taniec. - krzyczała do mikrofonu Shakira, która za chwilę zaśpiewa piosenkę, jako tę do której zatańczymy. [video wyzej]
Lionel złapał mnie za rękę i zaprowadził na parkiet. Ustawiliśmy się i z uśmiechami na twarzach czekaliśmy na muzykę. Na oczach grubo ponad 200 osób, ale to nie miało teraz znaczenia. Liczy się tylko on.
Gdy muzyka zabrzmiała, przytuliłam się do Lionela i powoli snuliśmy się po parkiecie.
- Bosko wyglądasz w tym ganiturze.
Zaśmiał się delikatnie.
- Poczekaj, aż go zdejmę. - wyszeptał mi do ucha.
★★★★★★★★★★★
...i wtedy Natalia się obudziła.
Oto ostatni rozdział, z którego jestem zadowolona. Końcówka zryta z 'Finale', ale cichutko.
Miałam tu jeszcze snuć taki mały dramat w związku, ale stwierdziłam, że już mieli ich wystarczająco i takim sposobem mamy jakże uwielbianą przez MissBartrę sielankę, haha.
Przepraszam za literówki, co mogłam to poprawiłam, ale całość pisana z ogromnego i niewygodnego tableta.
Epilog na dniach.
Rozdział dedykuję Domci i Domie (MissBartra) oraz Karolinie, czyli trzem świetnym blogerkom, na których komentarzach zawsze zależało mi najbardziej. :)
Dłuższe podziękowania pojawią się przy epilogu, a teraz zapraszam na resztę moich blogów:
Obydwa to fanfictiony o Leo Messim. I już wkrótce nowy blog o Shakirze i Gerardzie, jako cos w stylu kontynuacji tego bloga, bo wystąpią w nim tutejsi Leo i Anto. :)
23 XII 2013
Na Puerto del Rosario wylądowaliśmy około trzynastej. Wyraźnie niekorzystnie wpłynęła na mnie zmiana czasu, jednak lekarz wcześniej wspominał, że nie zaszkodzi ona dziecku. - Rodzice musieli pojechać do Buenos Aires, załatwić jakąś sprawę. Będą dopiero wieczorem. - poinformował mnie Messi, gdy odbieraliśmy nasz bagaż. To znaczy, że jesteśmy sami. Rodrigo, Matias i Maria Sol przyjeżdżają dopiero jutro, tak jak i moi rodzice. - Masz klucze do mieszkania? - zapytałam. Pomachał mi nimi przed oczami. Odebraliśmy bagaż i złapaliśmy taksówkę na dzielnicę Las Heras, w której dorastał Leo. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, że mając tyle pieniędzy, oni wciąż mieszkają w tym samym miejscu. - Stresujesz się... - objął mnie na tylnym siedzeniu. - Trochę. - Nie masz czym, moi rodzice są najprzyjaźniejszymi ludźmi jacy chodzą po tej ziemi. - Skoro są tacy przyjaźni, to dlaczego dopiero teraz mam ich poznać? - zapytałam. - Aha, czyli teraz będziesz mi to wyrzucać? - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie. - Nie, chodzi mi o to, że ci najprzyjaźniejsi ludzie zechcieli poznać narzeczoną swojego syna dopiero po pięciu miesiącach. - Rozmawialiśmy o tym. - Czyli trzymamy się wersji, że nie było czasu. Wielki Lionel Messi poświęca mi wszystkie swoje godziny, a jego rodzice nie mogą znaleźć ani jednej? - nie krzyczałam tylko ze względu na taksówkarza. - Możesz przestać szukać byle jakiego powodu do kłótni? - przez chwilę nie odpowiadałam, na co odpowiedział - Dziękuję. W ciszy wypakowaliśmy walizki, a właściwie Leo to zrobił, kiedy ja spoglądałam na boisko. Grało tam około piętnastu chłopców w różnym wieku, 2/3 z nich miało na sobie koszulki Leo. - Zaczekaj tu, zaniosę walizki i zabiorę cię gdzieś. - mówił do mnie Leo, kiedy stałam wpatrzona w grające dzieci. Wzruszał mnie ten widok, który po chwili przerodził się w wyobrażenie o małym Lionelu biegającym po tej samej murawie. Tym Leo, który nawet nie wiedział, że tyle osiągnie. Tym Leo, którego oglądałam mając dwanaście lat. Jeden, jedyny raz widziałam go jako nastolatka i dopiero teraz zrozumiałam, że to się stało. Poznaję to boisko, dzielnicę, na której nie mieszkałam. Jeden raz w życiu byłam na meczu Newell's Old Boys, razem z tatą, który tak kochał piłkę nożną. W przeciwieństwie do mnie. Byłam wtedy bardzo znudzona i nawet nie patrzyłam na piłkarzy. Nie mogę być nawet pewna, czy Messi w ogóle tam był. - Idziemy? - złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę boiska. - Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam z uśmiechem na twarzy. - Do przyszłości footballu. - odwzajemnił uśmiech i popatrzył na chłopców rozgrywających mecz. Jako potwierdzenie mojego zadowolenia, bardzo szeroko się uśmiechnęłam. To był na prawdę szczery uśmiech. Uwielbiam, kiedy mój partner pomaga i spełnia marzenia ludzi, czuje się wtedy naprawdę szczęśliwy, a ja razem z nim, bo to jeden z powodów mojej miłości do niego. "To Leo Messi!" krzyknął bramkarz, a reszta przerwała natychmiast mecz i pobiegła w stronę piłkarza. Uśmiechy tych dzieci były bezcenne. Po kolei grzecznie podchodzili do Leo i dostawali autografy na koszulkach, robiłam im zdjęcia. Mój chłopak powtarzał im, że kiedyś osiągnął tyle co on i wtedy to on będzie na nich patrzył z podziwem. Po rozdawaniu autografów, jeden z chłopców poprosił Lionela, by zagrał z nimi krótki mecz, nawet jeśli nie gra tak jak kiedyś. - Chciałbym z wami zagrać, ale nie mogę. Moja noga nie jest sprawna, a więc nie chodzi o to, że gram gorzej. Nie mogę grać. - westchnął. Chłopcy zdążyli się już napalić na grę, jednak teraz uśmiechy zeszły im z twarzy. - I tak jest pan najlepszy. - powiedział jeden po chwili ciszy. Podeszłam do Messiego. - Naprawdę nie czujesz się na siłach, czy robisz to, bo tak ci powiedziano? - zapytałam z nadzieją w oczach. Patrzył mi w oczy i zastanawiał się co odpowiedzieć. - Spróbuję. - odpowiedział. - Ale nie szalej. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Maluchy zaczęły nam bić brawo i głośno krzyczeć. Po chwili grali już z Leo. Biegał powoli, ale to był ogromny sukces. Obserwowałam go z szerokim uśmiechem na twarzy. Po piętnastu minutach biegał już znacznie szybciej, ale ciężko mi ocenić jego możliwości, bo dawał dzieciakom fory. Gdy skończyli, podbiegł do mnie niesamowicie szczęśliwy i podniósł mnie, kręcąc się i skakać z radości. - Mówiłam ci, że jeszcze zagrasz. - nie przestałam się uśmiechać razem z nim, gdy wracaliśmy. - Ale to znaczy, że lekarz nas oszukał. - westchnął - Trudno, jeszcze zobaczy mnie na Camp Nou. - uśmiechnął się. Weszliśmy do domu całując się, tylko dlatego, że nie spodziewaliśmy się Celii i Jorge tak wcześnie. - Mieliście być wieczorem. - powiedział mój narzeczony.
- Też się cieszę, że cię widzę synku. - uśmiechnęła się moja przyszła teściowa, po czym ucałowała go w czoło. Podeszła do mnie, patrzyła na mnie przez moment, aż w końcu się odezwała. - Dziękuję, że pojawiłaś się w życiu mojego syna. - przytuliła mnie. Przywitałam się także z Jorge, a potem usiedliśmy w salonie. - Po co byliście w Buenos? - zapytał Leo. - Nasz stary znajomy został sam i pomyśleliśmy, że spędzi te święta z nami. - oznajmiła Celia. - Więc gdzie on jest? - zapytałam z uśmiechem na twarzy. - Ma tutaj jakiś kolegów, poszedł się z nimi przywitać. Niedługo powinien być. - odpowiedział mi starszy Messi. Lionel opowiedział o przygodzie na boisku, na co państwo Messi zareagowali z wielką radością. To rzeczywiście bardzo pogodni ludzie. Messi 1:1 Roccuzzo. - Tak się cieszę, że Leo wreszcie sobie kogoś znalazł. - mówiła Celia - Odkąd pojawiłaś się w jego życiu, jest zupełnie inny. Swoją drogą, on był w tobie zakochany odkąd tylko cię poznał. - uśmiechnęła się. Popatrzyłam z uśmiechem na Lionela. - Mówiłem. - potwierdził i dał mi buziaka. Kolejne pół godziny minęło w miłej atmosferze. Państwo Messi dyskretnie wypytywali o mnie, ale także o moją przeszłość u boku Jordiego. Obiecali jednak, że to pierwszy i ostatni raz kiedy zadają krępujące mnie pytania, które nie tyle co były krępujące, ale takie, których chciałam uniknąć. Po dwudziestu minutach do drzwi zapukał znajomy rodziców Lionela. Wysoki, prawie łysy mężczyzna, podobny nawet do Guardioli i zdaje się, że w tym samym wieku. Leo tak jak ja, dopiero go poznał. Przedstawiliśmy się sobie, ale ani ja, ani mój narzeczony nie byliśmy zainteresowani pogaduszkami z nim i Leo wepchnąwszy mnie do pokoju, gdy składał pocałunki na moich ustach, szeptał mi, żebyśmy razem gdzieś poszli i się stąd urwali. Wyraziłam aprobatę i zmieniłam ciuchy na białą bluzkę i krótkie spodenki w kolorze czarnym. Pod ciuchami miałam również strój kąpielowy, żeby być przygotowaną na każdy pomysł Leo.
Tak jak myślałam, po dwudziestu minutach wysiedliśmy z jeepa pożyczonego od Jorge na plażę. Owszem, w Rosario nie ma dostępu do morza, ale jest rzeka, na której brzegu jest idealna do wypoczynku plaża. I nikogo na niej nie było. Przygotowania do świąt biorą górę, albo Messi wpadł na genialny pomysł wykupienia jej na własność, madre mia, tylko nie to. - Kiedy masz zamiar powiedzieć rodzicom o Thiago? - zapytałam wieszając się mu na szyi. - Powiem od razu wszystkim, przy kolacji świątecznej. - powiedział, po czym zaczęliśmy się całować - Masz strój kąpielowy? - zapytał. Machnęłam potwierdzająco głową, na co Leo ściągał ze mnie i z siebie ciuchy, po czym "wrzucił" mnie do rzeki. Wygłupialiśmy się przez dłuższą chwilę. Co chwila podtapiałam Messiego, wykorzystując fakt, że on mi tego nie może zrobić, bo za bardzo się boi. Chlapaliśmy się, ale to Lionel robił również delikatnie. Nawet zanurkował i udawał, że pod wodą rysuje serce na moim brzuchu, czyli na naszym dziecku. Całowaliśmy się pod wodą, zupełnie jak w filmach. Czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie. Po tym wszystkim, zmęczeni usiedliśmy na brzegu. Konkretniej - Leo usiadł na tym suchym brzegu, a ja tam gdzie woda. Spędziliśmy tam kolejne dwie godziny, ale robiło się co raz zimniej, dlatego wróciliśmy do domu. W środku Jorge z jego kolegą Javierem oglądali telewizje, komentując co się w niej dzieje, a Celia szykowała w kuchni jedzenie. Postanowiłam jej pomóc. - Gdzie byliście? - zapytała przyprawiając steki. - Na plaży. - uśmiechnęłam się - Jak mogę pomóc? - Skarbie, w lodówce jest sałata, a w zamrażalce surimi. Pewnie wiesz, co z nimi robić. - zaśmiała się. Również się zaśmiałam, machając głową potwierdzająco. Oczywiście, że wiem. Sałata, paluszki krabowe i sos czosnkowy. Składniki ulubionej sałatki Lionela, a jego mama zapewne szykuje dla niego teraz Milanesa a la Napolitana. Po godzinie kolacja była gotowa i razem z Celią podałyśmy ją do stołu, przy czym pomagał nam Javier. - 2 DNI PÓŹNIEJ -
Te dwa dni minęły bardzo szybko. Wczoraj przylecieli moi rodzice, a także rodzeństwo mojego przyszłego męża. Jednak ich przylot był dopiero wieczorem, dlatego świetnie spędziliśmy ten dzień. Tym razem nie sami, bo zabraliśmy ze sobą moich przyszłych teściów. Lionel chciał mi pokazać, gdzie dorastał. Byliśmy na stadionie Newell's Old Boys, w jego ulubionym parku oraz w jego szkole, a także na cmentarzu. Odwiedzaliśmy tam kobietę, dzięki której Lionel zaszedł tak daleko. Ona załatwiła mu grę w drużynie i namówiła jego rodziców na piłkarskie buty. Zawsze go wspierała, za co on jest jej ogromnie wdzięczny. Płakał, gdy patrzył na jej grób. - Maria cię polubiła. - powiedział do mnie Leo, obejmując mnie od tyłu, kiedy kroiłam paprykę - Wszyscy się ucieszą na tą wiadomość, zobaczysz. - dał mi buziaka i ruszył w stronę pokoju, po drodze kradnąc kawałek ciasta, za co oberwał ścierką. - Jaką wiadomość? - zapytała promiennie Celia, która doprawiała Matambre Relleno. - Coś ci się przesłyszało, mamo. - powiedział Messi, który usłyszał mamę już z przedpokoju. Zaśmiałam się pod nosem, na co Celia popatrzyła na mnie z niepokojem, jednak nic nie mówiła. Godzinę później zrobiło się już ciemno, dlatego zasiedliśmy do stołu. Całą rodziną, a także Javierem. Pomodliliśmy się przed posiłkiem i czekała na nas wielka uczta. Razem z panią Messi ugotowałyśmy na prawdę wiele potraw, ale Matias, jako kucharz nie mógłby nic nie przywieźć ze sobą, dlatego też można było być pewnym, że jedzenia starczy. Myślałam o jedzeniu, ale nie miałam ochoty na jego konsumowanie. Nawet nie miałam ochotę na myślenie o nim, ponieważ byłam zbytnio zestresowana przekazaniem wiadomości o tym, że razem z Lionelem zostaniemy rodzicami. Brzuch było wyraźnie widać, więc mogli coś podejrzewać. Mimo wszelkich prób jego ukrycia. Może to i lepiej? - Mam wam wszystkim coś do powiedzenia - mówił z uśmiechem na twarzy mój chłopak - Anto i ja spodziewamy się synka.
Kilkanaście osób siedzących wokół stołu wyraźnie się ucieszyła i część z nich biła nam brawo. Poczułam ogromną ulgę i przytuliłam siedzącego obok mnie Lionela. - Który to miesiąc? - zapytała Maria Sol. - Piąty. - odpowiedzieliśmy chórem, po czym roześmialiśmy się sami z siebie. - Będę wujkiem! - krzyczał Rodrigo z ogrooomnym uśmiechem na twarzy. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, że miałam ochotę płakać z radości. Chcieli nas wspierać, zupełnie jak prawdziwa rodzina, której nigdy nie miałam. Moi rodzice chcieli dla mnie najlepiej, ale aż nadto. Nie zamierzam im tego wypominać, bo dawno sobie to wybaczyliśmy i na dzień dzisiejszy moi rodzice są tutaj z nami i cieszą się moim szczęściem. To nie czas, żeby wracać do przeszłości.
_______________ To jest prawdopodobnie najgorszy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam, ale musicie się zadowolić. :) Małe sprostowanie: zawiesiłam bloga, ale czas to zmienić. Udało mi się wywalczyć jedną godzinę dziennie na internet, a dzięki braku dostępu do innych stron - będę miała więcej czasu na pisanie. Mama także zgodziła się, żebym pisała, więc wyjdzie mi to na dobre. :) Rozdział na http://no-me-olviides.blogspot.com/ prawdopodobnie jeszcze dzisiaj, a na http://diez-desastres.blogspot.com jutro. :) +spodziewajcie się nowego bloga, o Shaki i Gerardzie. :)
Nigdy nie byłam bardziej pewna co do moich uczuć. Od pół roku oficjalnie jestem w związku z mężczyzną mojego życia, ale czuję się jakbym spędziła z nim całe życie. Uwielbiam go.
Jest dla mnie największym powodem do uśmiechu. Dba o to, by moje kąciki ust zawsze były wyżej niż być powinny. Każdego dnia mu za to dziękuje. Zmienił moje życie na sen. Nic nie wyrazi moich uczuć do tego człowieka, żadne słowa, czyny. Nie potrafię nawet zrobić czegoś takiego, czego on by wcześniej nie wymyślił. Szczególnie od momentu, w którym przeszedł na przedwczesną emeryturę. Nie zapomniał o piłce i nigdy nie zapomni. Jednak teraz to ja, a właściwie my zajmujemy mu znacznie więcej czasu. Ja i nasz syn, który na dziewięć miesięcy zagościł w moim brzuchu. Już za niecałe pięć miesięcy będziemy mogli go zobaczyć, jednak Leo już teraz zajmuje się nim tak, jakby był na świecie. Każe mi jeść nawet gdy nie jestem głodna, bo podobno nasze dziecko jest, śpiewa nam kołysanki, rozmawia z brzuchem i cały czas go całuje. Wciąż powtarza mi, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Marzył o dziecku, ale nawet gdyby miał je z kimś innym, nie byłby do końca spełniony. Widać to, jak rozpiera go duma, gdy opowiada swoim kolegom o Thiago (tak nazwiemy nasze dziecko), jednak dołuje go to, że jego synek nie zobaczy swojego taty w akcji. To jest jedna z tych rzeczy, których Lionel nigdy nie zaakceptuje. Do kolejnych z tych rzeczy należy mój były chłopak, z którym dzisiaj rozprawimy się na dobre. Nadszedł bowiem dzień rozprawy, którą założył urząd i my. Jordi jest winien wielu przekrętom w papierach, nie płacił należytych sum dla hiszpańskich urzędów i wykorzystywał pieniądze w złych celach. Ma też zostać rozpatrzony nasz pozew, w którym oskarżyliśmy go za przede wszystkim za uszkodzenie hamulców, fotomontaż, pobicie, oraz liczne groźby kierowane w moją stronę. Nasz adwokat uważa, że będziemy mieć go z głowy na nawet 9 lat, głównie przez celowe zepsucie auta. Co prawda, całe to sprawdzanie samochodu po wypadku nic nie wykazało, jednak w garażu mamy kamery, a to wszystko wydarzyło się właśnie tam.
- Długo jeszcze będziesz siedzieć w tej łazience? - dobijałam się do drzwi.
- Sześć łazienek w domu, a ta się pcha do zajętej. - powiedział mój narzeczony, otwierając mi drzwi. Był w samych bokserkach. Calvin Klein, jak zwykle. Wyglądał w nich totalnie seksownie. Przyciągnął mnie do siebie i składał pocałunki na moich ustach i szyi. Mimo, że byłam już ubrana w czarno-białą spódnicę naciągniętą na czarną koszulkę na ramiączkach, mój partner nie mógł się opanować i odkrył mój brzuch mówiąc do niego "Masz najlepszą mamusię na świecie". Uśmiechnęłam się szeroko i poprawiłam ciuchy.
- Koniec czułości - skwitowałam całując go w czoło - Za godzinę musimy być w sądzie.
Romantyczności w naszym związku nie brakowało. Z dnia na dzień nie czułam, że co raz mniej go kocham. Wręcz przeciwnie, ten facet wciąż mnie czymś zaskakiwał. Nie pomyślałam przy nim ani
przez chwilę, że mogłabym go kiedyś wymienić na kogoś innego. Oddałam mu się już na zawsze.
Umyłam zęby, przeczesałam ostatni raz włosy, aż nagle zobaczyłam Lionela w lustrze.
- Chyba zwariowałeś. - powiedziałam, opierając ręce na biodrach.
- Tak, wariuję gdy cię widzę. - uśmiechnął się zalotnie.
- W sądzie nigdy nie byłeś? - zaśmiałam się - Zmień dżinsy na spodnie od garnituru, a koszulkę na koszulę. Krawatu nie zakładaj, ładniej ci bez. - Anto, przecież mnie stamtąd nie wyrzucą za ubiór. - westchnął.
- Rób jak chcesz. - machnęłam ręką i wróciłam do czesania się.
Już po chwili mój chłopak zawołał, że jest gotowy, więc założyłam na siebie białą marynarkę i czarne szpilki, po czym ruszyliśmy do samochodu.
- Który dzisiaj? - zapytał mnie, gdy weszliśmy do garażu.
Stały tam trzy samochody. Jaguar XF, Maserati i Land Rover Evoque.
- Jaguar. - powiedziałam, a po chwili byliśmy już w jego wnętrzu.
- Jak chcesz spędzić święta? - zapytał po drodze.
- Chcę wreszcie poznać twoich rodziców. - westchnęłam, sprawdzając godzinę w telefonie.
- W takim razie przypomnij mi wieczorem, żebym kupił bilety do Rosario. - uśmiechnął się. Państwo Messi mieszkali jeszcze do niedawna w Barcelonie, jednak po wypadku ich syna nie musieli mu już pomagać w karierze. Lionel zapewnił ich, że to ja się zaopiekuje nim i jego chorą nogą, a oni mogą już wracać do odpoczywania w rodzinnym mieście. Sama nie wiem, dlaczego nigdy ich nie widziałam. Nie było czasu, chyba. W szpitalu odwiedzali go codziennie, ale mijałam się z nimi, przez co miałam wrażenie, że nie chcą mnie poznać.
- Stresujesz się? - zapytał łapiąc mnie za rękę, gdy już byliśmy na parkingu. Oparłam się o samochód.
- Trochę. Boję się, że się wybroni i wtedy pożałujemy, że wnieśliśmy tę sprawę. - popatrzyłam w kierunku budynku.
W naszą stronę biegli dziennikarze i fotoreporterzy. Skąd wiedzą o tym, że uczestniczymy w tej szopce?
Westchnęłam. Leo prowadził mnie tak, by ich uniknąć.
- Żywa legenda. - przypomniałam mu - Nawet w grobie nie będziesz miał spokoju.
Zaśmialiśmy się i weszliśmy do środka. Tam, gdzie paparazzi nie mieli wstępu. Podeszliśmy pod salę, Jordi już tam był. Patrzył na mnie z pożądaniem, jak zwykle. Stanęliśmy dość daleko od niego. Przytuliłam się do Messiego, który szeptał mi do ucha żarty na temat mojego byłego. Niektóre były tak zboczone, że nie spodziewałabym się tego nawet po moim narzeczonym, który do grzecznych nie należał. Wciąż na niego spoglądaliśmy i śmialiśmy się z jego pokracznych nóżek i czegoś między nimi... Mówiłam. I za każdym razem, gdy nas na tym przyłapywał, odwracaliśmy głowy.
Po kolejnych pięciu minutach zaproszono nas na salę. Uspokoiliśmy się i weszliśmy zaraz za Jordim, który zajął miejsce przy ławie oskarżonych. My na przeciwko niego, jako pokrzywdzeni. Sędzia zaczął rozprawę i poprosił Jordiego o złożenie zeznań.
- Wysoki sędzio, nie czuję się winny. Za wszystkie te domniemane przekręty, jak i pokrzywdzenie tych ludzi. - wskazał na nas - Jeśli chodzi o firmę, mam pod sobą tysiące ludzi, którzy zajmują się tymi wszystkimi papierami. Myśli wysoki sąd, że ile ja tam robię? Przychodzę na parę godzin, podpisuję kilka dokumentów i wychodzę. W tym momencie Messi trochę zbyt głośno 'wyszeptał' mi do ucha słowa "...a potem mam czas na podrywanie cudzych żon". Jordi zmierzył go wzrokiem, a Messi uniósł z kpiącym uśmiechem brwi. Oskarżony wyraźnie nie wiedział jak się zachowywać. Miałam ochotę śmiać się najgłośniej jak potrafię, ale musiałam zachować powagę.
- Jeśli chodzi o Antonellę i jej... chłopaka, do nich też nic nie mam. - kontynuował - Owszem, jakiś czas po tym, gdy ta kobieta uciekła z naszego ślubu byłem na nią zły, ale nie zrobiłem jej nic. Coś zmyślają razem z tym pożal się boże Messim. Szybko pogodziłem się z tym, że mnie zostawiła. Zresztą, już od dłuższego czasu jestem w związku z cudowną kobietą, po co miałbym przekonywać pannę Roccuzzo, by do mnie powróciła? - wskazał na kobietę z publiczności.
Uśmiechała się promiennie. Już dobrze znam tego faceta. To nie jest jego dziewczyna, to tylko taki chwyt. Chce przekonać nią sędziego, bo która kobieta mogła być przy nim szczęśliwa i która normalna by się do niego przyznała?
Nadszedł czas na moje zeznania. Bałam się, pewnie będę się jąkać. Niepewnie wstałam z krzesła, opierając się o ławę.
- Eeem... wysoki sądzie, byłam w związku z Jordim Hernandezem przez prawie rok. Moi rodzice tego
chcieli, ja nie. Nigdy do niego nic nie czułam, oprócz nienawiści. Jordi nie jednokrotnie mnie uderzał. Jeszcze częściej groził mi gwałtem. Kilka razy zdarzyło mu się odizolować mnie od świata. Gdy wychodził do pracy, wyłączał prąd, zabierał mi telefon komórkowy i zamykał wszystkie drzwi. To była jego chora miłość. - łzy napływały mi do oczu - Każdego dnia mnie kompromitował i gdy wychodziliśmy do ludzi było to samo. - poczułam, że mówię trochę od rzeczy - Bałam się od niego odejść, jednak w końcu mi się udało. I tak jak przewidywałam, on planował zemstę. - łza leciała mi po policzku - Najpierw pojechał za nami i znalazł nas w hotelu, w którym się do mnie dobierał, a potem próbował wyrządzić krzywdę mojemu narzeczonemu. Potem były pojedyncze groźby, aż w końcu fotomontaż na okładkach gazet, do którego przyznał się przy mnie.
- Ma pani na to świadków? - przerwał mi sędzia.
Nagle wśród widowni zauważyłam moją mamę, która wstała i odparła "Ja jestem świadkiem". Miała łzy w oczach. Nareszcie zrozumiała, dlaczego to zrobiłam. - Za chwilę się panią zajmiemy. Proszę kontynuować panno Roccuzzo. - nakazał sędzia.
Popatrzyłam na Messiego, był wyraźnie wściekły, dlatego, że nie powiedziałam mu tego wszystkiego.
- Wtedy był ten wypadek, po którym Lionel nie jest do końca sprawny. Przegląd powypadkowy nie wykrył żadnych usterek w samochodzie, jednak mamy nagranie, które może wiele pokazać. - wyciągnęłam płytę i podałam jednej z urzędniczek, która zapytała o zgodę sędziego i odtworzyła film z monitoringu.
Jordi, oglądając to schował twarz w dłoniach. To jego koniec.
Dalej sędzia podziękował mi i przesłuchał Leo, który wypowiedział się tylko o bójce. W końcu zajął się moją mamą, wziął od niej dowód osobisty i poprosił, by powiedziała co wie. Opowiedziała o dniu, w którym zaprosiła mnie do siebie po raz pierwszy od ślubu. Więcej świadków nie było. Mówili już tylko adwokaci, po czym prokurator z sędzią udali się na naradę. - Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał Messi patrząc mi w oczy i wycierając łzy spływające po moich policzkach.
- Nie widziałam potrzeby. Po co tyle razy mamy wracać do tego, do czego nie chcemy wracać?
Przerwał nam nie kto inny, jak moja matka.
- Antonella kochanie, przepraszam, że cię zawiodłam. - powiedziała.
Była rozmazana, płakała...
- Nie rób tego nigdy więcej. - wstałam i przytuliłam ją.
Lionel uśmiechał się szeroko.
- I ciebie też przepraszam. Myliłam się co do ciebie. Chcę ci podziękować za to, że sprawiasz, że moja córka jest taka szczęśliwa. - zwróciła się w stronę mojego narzeczonego.
- Od tego jestem. - uśmiechnął się, popatrzył na mnie i mówił dalej - Będzie pani babcią. - oznajmił jej z szerokim uśmiechem.
Moja mama tak się ucieszyła, że ze szczęścia krzyknęła, a cała sala rozpraw popatrzyła w jej kierunku, w tym również Jordi, od którego czuć było nienawiść.
- 16 tydzień, chłopczyk. Thiago. - powiedziałam z dumą.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - ucałowała mnie w policzek.
W tym samym momencie na salę wkroczył sędzia. Wygłosił mowę końcową i przeszedł do najważniejszego.
- Jordi Hernandez, za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu drugiego człowieka, oszustwa finansowe, liczne groźby i pobicie, zostaje skazany na 10 lat więzienia. - zakończył.
Poczułam się tak lekko, kamień spadł mi z serca. Przytuliłam Leo i obydwoje cieszyliśmy się, patrząc na przegranego.
Mogę żyć już całkowicie spokojna, właśnie zakończył się nasz koszmar z tym człowiekiem.
Przy wyjściu zauważyłam, jak moja mama rozmawia z tatą. Szybko do nich podbiegłam chcąc samej oznajmić ojcu, że jestem w ciąży. Zawrotnej prędkości nie miałam. Szczególnie, że to czwarty miesiąc, a ja jestem w szpilkach. Obiecałam Lionelowi, że jeśli je założę, to będę w nich chodziła wyjątkowo ostrożnie. - Tato! - przytuliłam go, a on odwzajemnił uścisk - Nie tak mocno, przygnieciesz wnuka.
- Wnuka?! - krzyknął z entuzjazmem i uniósł mnie do góry, po chwili znowu byłam na ziemi - Jestem taki szczęśliwy! - uśmiechał się.
Dołączył do nas Leo. Chwilę rozmawialiśmy i skończyło się na tym, że święta spędzimy nie tylko z rodzicami La Pulgi, ale także z moimi. W Rosario.
Siedziałam na kanapie przykryta cienkim kocykiem wtulona w tors Leo.
- Wreszcie spokój. - powiedziałam wtulając się w niego mocniej i zamykając oczy.
Głaskał mnie po głowie, czułam że odlatuję do krainy snu.
- Spokój ci się skończy za pięć miesięcy, słonko. Pieluchy, mleko, płakanie po nocach. - zaśmiał się.
- To będzie takie przyjemne zakłócanie spokoju. - uśmiechnęłam się unosząc głowę i patrząc w jego oczy.
- Kocham cię. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
____________
Takie gówno trochę.
Do końca już tylko dwa rozdziały i epilog, szykujcie się. :)
dwa tygodnie później Leo kocha mnie nad życie, jest gotów poświęcić dla mnie wszystko. Jestem dla niego całym światem. Robi dla mnie rzeczy, których nigdy by nie zrobił i to tylko po to, żebym była szczęśliwa. Jeden wypadek nie zmieni wiele. Może odegrać się na naszym życiu, może już nigdy nie być takie samo, ale nic nie zmieni naszego uczucia. Bo jeśli nie ma nas, nie ma nic. Kiedy jesteśmy razem, nie ma niczego, co byłoby w stanie nam przeszkodzić. Mimo, że chciałabym stać się lepiej nastawiona na dalsze potyczki życiowe, to bardzo mi ciężko. Każdy powie, że powinnam się cieszyć, bo ten wypadek skończył się tylko na tym. Jednak to, co ten incydent zostawił po sobie, nie jest konkretnym powodem do radości. - Dzisiaj dostanie pan wypis, na którym wskazane będą dalsze zalecenia. Bardzo mi przykro z takiego obrotu sprawy. - powiedział lekarz po czym wyszedł z sali. Wyleczyłam się z wyrzutów sumienia, jednak w tym momencie powróciły w wersji powiększonej. Lionel Messi będzie musiał ustąpić tronu komuś innemu. Nigdy więcej nie będzie mógł kopać piłki, nie wejdzie już na murawę Camp Nou i nie zdobędzie kolejnej nagrody. Jego świat w tym momencie stracił kolory. Siedział na szpitalnym łóżku z nogą, którą nigdy więcej nie poruszy tak jak wcześniej i zalewał się łzami. Serce mnie bolało. - Jesteś i będziesz najlepszym piłkarzem wszech czasów. Wyleczysz nogę i wciąż będziesz mógł grać. Nie dla każdego, ale dla siebie. Nie płacz, musimy to przetrwać. - szeptałam mu do ucha przytulając go. Milczał. To było dla niego naprawdę ciężkie. Jest zmuszony do wyrzucenia ze swojego życia jednej z najważniejszych rzeczy. Swojej pierwszej miłości, której oddawał się całkowicie. Mimo, że ja jestem na pierwszym miejscu, to piłka była na nim dłużej. - Nie umiem żyć bez grania w nogę. Zabił mnie tymi słowami... - powiedział, gdy się uspokoił - Anto, to jest mój koniec. Koniec. - podkreślił. - Nie mów tak. Jedziemy do domu! - ożywiłam się i zaklaskałam. Uśmiechnął się, ale nic nie mówił. - Jestem kaleką. Będę do końca życia poruszał się o kulach, chciałabyś tak? - podnosił głos, był zdenerwowany a po policzku spływała kolejna jego łza - Wszyscy dziennikarze będą się wypytywać, jak to się stało, a ja im powiem, że miałem wypadek, bo pokłóciłem się z dziewczyną? - krzyczał. Wstałam z łóżka, zdenerwowałam się. Poprawiałam włosy, robiłam wszystko, by nie uronić łzy. Nie udało się. Nie dość, że ta sytuacja dotyka również mnie, to on wyżywa się na mnie. To wszystko odczuwam prawie w pełni tak, jak Leo. Wiem, jakie to dla niego ważne, by nie zawodzić swoich fanów. Przeraża mnie to, że jego noga nie jest w pełni sprawna i nie będzie mógł wykonywać wielu czynności, ale do cholery! Staram się zachować spokój i rozumiem jego złość, jednak jeszcze chwila i wybuchnę. Spakowałam mojego chłopaka i poszłam po wypis. Ma stawiać się na kontrole co tydzień i rehabilitować nogę. Gdy wróciłam do sali, Leo czekał przy łóżku ubrany w biały t-shirt adidasa i szare jeansy tej samej firmy. Nie mogłam się od tego powstrzymać. Rzuciłam mu się w ramiona, wtedy kule upadły na podłogę, a Leo zaczął mnie całować. W końcu oparłam głowę na jego czole, popatrzyłam mu głęboko w oczy i powiedziałam, jak bardzo go kocham. Pod szpitalem czekali na nas dziennikarze, był również menager Messiego, który właśnie stracił pracę. Każdy zadawał pytania, wszystkie brzmiały mniej więcej tak samo. Mój partner poprosił o ciszę i wreszcie zabrał głos. - Jest mi ciężko, naprawdę ciężko. Straciłem wszystko, o co walczyłem całe życie. Piłka była dla mnie bardzo ważna i wciąż tak będzie. Osiągnąłem już naprawdę dużo i jestem z tego zadowolony, jednak nie podoba mi się, że mój koniec kariery dobiegł końca tak szybko i niespodziewanie. Chciałbym móc dalej wychodzić na boisko w koszulce Blaugrany, jednak los chciał inaczej. - łzy napływały mu do oczu. - Co się stało z pańską nogą? - zapytał któryś z mediów. Leo cicho westchnął, popatrzył na mnie drapiąc się po głowie. - Miałem wypadek, z własnej winy. Tyle mam do powiedzenia. Myślę, że zorganizuję konferencję prasową, na której odpowiem na więcej pytań. Dziękuję. - złapał mnie za rękę i poszliśmy do samochodu. W salonie Lionel rozmawiał ze swoim menagerem, a ja zajęłam się rozpakowywaniem jego rzeczy. Telefon zadzwonił, a na telefonie wyświetliło się "Mama". Szybko odebrałam z nadzieją, że chce mi wybaczyć. - Antonella? - zapytała. - Tak, mamo. - Córciu, chciałabym, żeby to co się stało odeszło w zapomnienie. - szeroko uśmiechnęłam się do siebie - Wpadniesz do nas? Porozmawiamy jak dorośli. - Oczywiście. Będę za 30 minut. - rozłączyłam się i pobiegłam do salonu. Oznajmiłam mojemu chłopakowi, co się stało i ruszyłam czarnym Range Roverem Evoque na Avinguda De Madrid. Byłam bardzo podekscytowana, że to mama zadzwoniła do mnie i że zmądrzała. Chciałam odwiedzić rodziców i przeprosić ich za wszystko. Mimo, że to był zły pomysł - tęsknota była silniejsza, jednak odwołał mnie od tego wypadek Leo. Jak Mohammed nie przyjdzie do góry, to góra przyjdzie do Mohammeda. Mama powitała mnie bardzo ciepło, zaprosiła mnie do środka, po drodze opowiadając o tym, jak bardzo za mną tęskniła. Coś mi jednak w tym śmierdziało, zachowywała się bardzo sztucznie. - Zjemy razem kolację, opowiesz mi co u ciebie... - mówiła gdy wchodziłyśmy do jadalni, w której siedział mój były. Nie spodziewałam się tego po niej. Zaprosiła mnie tutaj tylko po to, żebym wróciła do Jordiego. - Jesteście jedną wielką bandą wariatów! Nie wiem, co ten człowiek w sobie ma ale robi z ciebie debilkę, po prostu debilkę. - wskazałam na Jordiego - Nie poznaje cię. Dlaczego tak zależy ci na pieniądzach, a nie na mnie? - krzyczałam. - Kochanie, chciałam tylko, żebyście porozmawiali... - Gdybym miała na to ochotę, zrobiłabym to już dawno. - Jak tam Messi? - zapytał kpiąco Jordi. - Nie twój interes. - zwróciłam się do mojego byłego. - Tak się składa, że mój. Jak zareagował na okładkę 'Sportu'? Chyba nie był zadowolony. - zaśmiał się ironicznie. - Słuchaj, wyleciałeś z mojego życia raz na zawsze. Nie interesuj się ani mną, ani moim chłopakiem. Ile razy ci to jeszcze powtórzyć? - Możesz tak jeszcze kilka razy, kotku. Lubię gdy jesteś zdenerwowana. - To ja pójdę po jedzenie. - wtrąciła się mama. - Ja wychodzę. Nie chce znać was obydwu. - rzuciłam i obróciłam się na pięcie chcąc wyjść. - Zaczekaj! - krzyknął obojętnie - Wiem coś o tej okładce. - Co? - Czemu tak oschle? - zapytał. - Inaczej nie będę z tobą rozmawiać. Albo wyjawisz mi tę wielką tajemnicę, albo wychodzę. - Jak zwykle. - zaśmiał się - Chciałem zrobić wam małego psikusa, ale wygląda na to, że jednak ufasz temu dupkowi. - Słucham? - zapytałam z niedowierzaniem. - Nie rozumiesz? Zbyt trudne to do pojęcia? Znalazłem sobie ludzi, którzy wykonali taką małą przeróbkę, która przypadkiem znalazła się na okładce gazet... Ups. - uśmiechnął się złowieszczo. Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego z rękoma, dostał najpierw z liścia, potem go szarpałam, aż w końcu odepchnął mnie na podłogę. - Pożałujesz tego... - powiedziałam, gdy wychodziłam z łzami z domu moich rodziców. Spokojnie dojechałam do domu. Krzyczałam za Leo. Dom był wielki, więc raczej nie chciałabym go szukać. Poszłam do kuchni, bo stamtąd do mnie mówił. Opierał się o blat, ale nie był sam. Odwiedził go Gerard Pique. Przywitałam się z obrońcą i stanęłam naprzeciwko mojego partnera najbliżej jak się da. Opowiedziałam mu o sytuacji z Jordim. Był wściekły. To w dużej części wina tego fotomontaży, jednak gdy powiedziałam o tym Lionelowi, ten kazał mi przestać wreszcie obwiniać wszystko i wszystkich. - No tak, jak nie hamulce, to to. Wiedziałem, że on w tym maczał palce. - wtrącił się Geri. - Oj, Gerard. Przecież mówię, żebyśmy nikogo nie obwiniali. To co się stało, to zrobiłem ja. Jechałem za szybko i tyle. Co się stało to się nie odstanie. - westchnął, a ja się w niego wtuliłam. - Pique, gdzie masz Shakirę? - zapytałam. - Przyjdzie tu z Anną i Andresem za jakąś godzinę. - uśmiechnął się. - O, czyli będziemy świętować twój powrót do domu - powiedziałam do Messiego z uśmiechem na twarzy. - Nie ma czego świętować. - odsunął mnie od siebie i przetarł się dłońmi po twarzy. - Uśmiechnij się. - powiedziałam po chwili patrząc mu w oczy. Zrobił to, o co go prosiłam.
Reszta wieczoru minęła bardzo miło. Gerard, Andres, Anna, Shakira i ja dostarczyliśmy Lionelowi dużo śmiechu i radości, czyli tego czego potrzebował najbardziej. Widziałam w jego oczach rosnący optymizm, co mnie cieszyło. W końcu, nie było z nim tak źle. Może chodzić, może żyć jak wcześniej, jednak bez jednej ważnej rzeczy. To nie koniec świata. Posprzątałam po kolacji i położyłam się koło La Pulgi. - Mam do Ciebie dwie sprawy i będę mówił prosto i na temat. - uśmiechnął się. Obrócił się w moją stronę i wyciągnął z kieszeni pierścionek. Był lekko zniszczony. - Chcę, żebyś była moją żoną. Żebyś była ze mną już do końca życia, bo tylko przy tobie potrafię być szczęśliwy nawet bez piłki. - uśmiechnął się i pokazał mi pierścionek - To pierścionek, który moja babcia nosiła od chwili, gdy zgodziła się wyjść za mojego dziadka. Jest dla mnie ważny, tak jak ty. Dlatego powinnaś go przyjąć. - wciąż uśmiechał się szeroko. Popatrzyłam mu ucieszona w oczy i pozwoliłam by włożył pierścionek na mój palec. Pocałował mnie tak, że z pozycji siedzącej nagle znalazłam się w pozycji leżącej, a on w tej samej tylko na mnie. - Jest druga sprawa. Skoro mamy teraz dla siebie tyle czasu, to może czas wyprodukować małego Messiego? - uśmiechnął się szeroko. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową niesamowicie szczęśliwa i nie walczyliśmy dłużej z pokusą. Leo dotykał mnie po całym ciele i namiętnie całował, aż ruszyliśmy do sypialni. _______________________ Tak, wiem. Rozdziały na no-me-olviides.blogspot.com są znacznie lepsze. Faktycznie, tutaj piszę nieco inaczej, przez co się gubię i nie potrafię rozwinąć rozdziału na znacznie dłuższy. Mam nadzieję, że niedługo przejdzie mi ten zastój jeśli chodzi o tego bloga, ale na razie musicie się pożywić czymś takim. Uwierzcie mi, na prawdę pisałam go kilka dni co najmniej po 1 godzinę dziennie... Dziękuję za komentarze. ♥
*oczami Leo*
Jestem w szpitalu. Podobno dopiero odzyskałem przytomność. Jechałem zbyt szybko, a hamulce nie działały. Wjechałem w ogromne drzewa. Znowu przekroczyłem prędkość tylko przez moją głupotę. Nie powinienem był tak na to reagować. Mogłem zaczekać, aż Antonella się uspokoi. Nie musiałem wychodzić i wsiadać do samochodu. Pokrzyczałaby trochę i wreszcie dałaby mi dojść do słowa. Ale popełniłem błąd, bo nie dałem jej czasu. Przecież to zrozumiałe, że się denerwuje. Zobaczyła moje 'zdjęcia' z inną. Szkoda tylko, że nie zachowała rozsądku od początku i nie uwierzyła mi. Była wściekła, miała takie prawo. Zbyt późno o tym pomyślałem.
Teraz jestem tutaj. Nie chcę nawet myśleć, co może mi dolegać.
Poczułem, że odlatuję do krainy snu, wtedy jednak wszedł na salę lekarz. Zlecał jakieś badania, ale nie zapamiętałem jakie. Nie miałem do tego głowy. Myślałem tylko o tym, czy Anto wie co się stało. I czy zechce mnie odwiedzić...
Doktor kierował się już w stronę drzwi i mimo małej ilości energii we mnie, udało mi się mówić wystarczająco głośno, by mnie usłyszał.
- Proszę zadzwonić do mojej... - zawahałem się - partnerki.
Próbowałem sobie przypomnieć numer, jednak na próżno.
- Pańska kobieta jest już na miejscu, zdaje się, że rozmawia z lekarzem. Powinna tu zaraz być, ale wizyta ma nie trwać długo. Potrzebuje pan odpoczynku. - powiedział dosyć pogodnym głosem.
Nagle przestałem odczuwać ból. Teraz Antonella tu wejdzie i wszystko sobie wyjaśnimy. Wiem, że mi uwierzy. Skoro tutaj jest, to znaczy że mnie kocha.
Nie minęło 5 minut odkąd wyszedł specjalista, a w drzwiach stanęła ona - kobieta mojego życia. Chciałbym teraz podbiec do niej, wziąć ją na ręce i wrócić do domu. Niemożliwe.
Stała tak w drzwiach przez jakieś dwie minuty. Piękna brązowowłosa Argentynka, ubrana w krótkie spodenki i moją niebieską bluzę adidasa. Łzy napływały jej do oczu. Mój widok rzeczywiście nie był najlepszy.
*oczami Antonelli*
Patrzył na mnie i chyba chciał mi coś powiedzieć, ale brakowało mu sił. Był podłączony do masy sprzętów. Miał rękę w gipsie, głowę w bandażu. Był bez koszulki i było widać jego obojczyki. Zdaje się, że jeden z nich był złamany. Był wymęczony. Całkiem blady, a jego oczy mimo, że senne to wciąż patrzyły na mnie.
Łzy zaczęły lecieć strumieniami. Urodziny, które chciałam, by były udane, stały się istnym koszmarem. Podeszłam do niego i ucałowałam go w usta.
- Uwierz mi - wyszeptał bezsilnie.
- Wierzę. Śpij, wszystko będzie ok. - uśmiechnęłam się przez łzy.
- Przetrwam to wszystko, jeśli będziesz przy mnie. Kocham cię. - mówił z małymi przerwami. Gdy dokończył, zamknął oczy i zasnął.
Nie potrafiłam przestać płakać. Miałam masę wyrzutów sumienia. Wyrządziłam taką krzywdę mojemu facetowi, którego przecież kocham bezgranicznie. Kocham bezgranicznie, a nie potrafiłam mu zaufać.
Przeze mnie ledwo żyje. Przeze mnie nie będzie mógł przez długi czas robić tego, co kocha. Prawdopodobnie nawet nie będzie nominowany do kolejnej Złotej Piłki, która jest dla niego tak ważna. Nie wykaże się niczym nowym, a może nawet nie wrócić do formy sprzed wypadku. Tacy jak on nigdy nie wychodzą z wprawy, ale to ciężki wypadek i wiele obrażeń, może być ciężko.
A co jeśli lekarze zabronią mu grać? Wszystko to moja wina.
Nie mogłam zostać w środku, mimo, że bardzo chciałam. Siedziałam na przeciwko sali i widziałam Lionela przez szybę. Skuliłam się na krześle, schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam łzom spłynąć. Problem w tym, że nie panowałam nad sobą. Wyrzuty sumienia tak dawały mi po psychice, że po chwili zaczęłam się trząść i szlochać. Po głowie przechodziły mi wszystkie możliwości. Że nie zagra. Że nie będzie biegał. Że nie zdobędzie tego, o czym marzył. Obwiniałam się o wszystko. O to, że nie powiedziałam mu, żeby nie jechał szybko. O to, że go nie wysłuchałam. Że nie uwierzyłam jemu, tylko okładce gazety. Że pozwoliłam mu wyjść z domu...
Podeszła do mnie pielęgniarka z tabletkami uspokajającymi. Wzięłam dwie i chciałam zasnąć. Nie było mi zbyt wygodnie, w końcu jednak odpłynęłam.
Obudził mnie głos Shakiry.
- Anto, co się stało? - zapytała zdenerwowana.
Byłam trochę nieogarnięta. Chwilę zajęło mi zrozumienie, co się dzieje. Znowu wróciłam do tego koszmaru, który sam stworzyłam...
Pique stał przy szybie i z rękoma opartymi na głowie co chwila otwierał i zamykał oczy głęboko oddychając. Widocznie nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
- Leo miał wypadek. - powiedziałam.
- No co ty nie powiesz? - krzyknął na mnie stoper Barcelony.
- Gerard! Przestań krzyczeć! Wszyscy jesteśmy zdenerwowani, więc nie wyżywaj się na nikim, a już na pewno nie na Anto. - piosenkarka zwróciła się do swojego partnera.
Znowu wszystkie myśli tłumiące się we mnie wyszły na wierzch. Te same wnioski będą za mną chodzić do śmierci. Łzy to tylko jakaś ich najmniejsza cząstka. Większa z nich pozostanie mi na sumieniu i już nigdy nie będę w stanie patrzeć na mojego partnera tak, jak wcześniej. Wybaczy mi to, ale ja nie wybaczę tego sobie. Odleciałam od tego, co dzieje się wokół i znowu zagłębiałam się w słowa, które wypowiedziałam mu, kiedy zobaczyłam okładkę Sportu. Jedna, jedyna kłótnia doprowadziła nas aż tutaj. Wydawałoby się, że to kilka nieważnych słów wypowiedzianych pod wpływem emocji, ale to kompletnie co innego. Te same części zdania brzmią inaczej od różnych osób. To boli, że nie KTOŚ, a miłość twojego życia wymawia wyrazy, które świadczą o braku zaufania. Leo miał prawo być zdenerwowany tak samo, jak i ja. To nie była jego wina. To była tylko moja wina. Gdyby nie ten wypadek, nawet nie pomyślałabym, że źle robię. Gdyby Messi wrócił do domu przed szóstą, tak jak zapowiedział - nigdy nie musiałabym się obwiniać o nic, chociaż zrobiłam źle. On leży na tym łóżku po to, żebym zrozumiała, jaki błąd popełniłam.
Nie zwróciłam uwagi na to, że ryczę jak głupia. Przyjaciółka przytuliła mnie.
- Przepraszam - powiedział Geri kucając przede mną.
Po pięciu minutach zebrałam się, by powiedzieć jak to się stało. Byłam cała zapłakana i ciężko było mi mówić. Miałam inny głos i co chwilę przerywałam.
- Wczorajsza okładka Sportu... widzieliście ją? Leo obściskiwał się na niej z jakąś laską. Zdenerwowałam się, nie opanowałam. Powiedziałam mu, że nie wierzę w jego miłość, że nie uwierzę w to co mówi i doprowadziłam do tego, że on też się zdenerwował. Próbował mi wytłumaczyć. Mówił, że to przeróbka, ale mu nie wierzyłam. Dlatego w końcu krzyknął na mnie i wyszedł. Pojechał samochodem. Policjant, który był przy mojej rozmowie z lekarzem, mówił o zepsutych hamulcach. Leo przekroczył prędkość i nie wyhamował, wpadł w drzewa. Ma rozwaloną głowę, złamany obojczyk, rękę i wiele ogromnych ran. Gdy tu przyjechał, miał coś z biodrem, jednak udało się to naprawić. Jest okropnie wymęczony, stracił dużo krwi...
I jeszcze... gdy tam weszłam, mówił, że mnie kocha i od razu zasnął. Nie miał więcej siły... - koniec mówienia. Popłakałam się.
- Zepsute hamulce? Ja bym to sprawdził. Jordi mógł mieć z tym coś wspólnego... - powiedział Gerard.
- A skąd on mógł wiedzieć, że Lionel akurat pokłóci się z Anto i pojedzie samochodem? - powiedziała Shakira.
- Zastanów się, kotek. Wiadome jest, że Leo prędzej czy później do tego auta wejdzie i gdzieś pojedzie. Niedziałające hamulce sprawdzą się przy każdej prędkości. Jeżdżąc spokojnie po Barcelonie bez hamulców też mógłby kogoś zabić. No nie da się jeździć bezpiecznie bez hamulców... Po prostu nie da.
Dobiła mnie ta informacja. Jeśli to prawda, oznaczało to, że problemy z byłym narzeczonym wcale się nie skończyły. Muszę sprawdzić, czy te hamulce zepsuły się ot tak, czy ktoś w nich grzebał. Wtedy będzie już po Jordim.
- Okej, Geri. Tym nie się teraz i tak nie zajmiemy, a jestem prawie pewna, że samochód jest już sprawdzany, więc jutro się wszystkiego dowiem. A Ty Anto, nie płacz już, z Leo nie jest źle. Jutro się obudzi i będzie wszystko dobrze, nie ma miejsca na łzy. - uśmiechnęła się do mnie.
- Shaki, nie chodzi o to. Wszystko tkwi w tym, że to jest moja wina.
- To nie jest twoja wina! Oszalałaś? To normalne, że byliście zdenerwowani. Nie była to kłótnia o nic...
- Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć. A ja wiem swoje i czuje się tym wszystkim obarczona. Teraz chcę spać. Przepraszam.
- Okej, w takim razie jedziesz do nas. - zaproponował, a właściwie zadecydował Pique.
- Nie, zostaję tutaj. - powiedziałam stanowczo.
- Dobra, niech zostanie. - zwróciła się do swojego partnera Kolumbijka - Wiem jak to jest. Chcesz być jak najbliżej... Słonko, nie denerwuj się, wszystko będzie okej. - przytuliłyśmy się jeszcze raz.
- Zostaniemy tutaj z tobą. - zaproponowała Barcelońska 'trójka'.
- Nie, to niepotrzebne. Jedźcie do domu.
- Zostajemy. - potwierdziła Shaki.
Nie wiem, po co mi ich towarzystwo, skoro i tak było wiadome, że będę spać. Chciałabym się obudzić tak jak jeszcze wczoraj. U boku Leo, żeby było idealnie jak już zwykło być. Żebym nie musiała myśleć o kompletnie żadnych problemach, o Jordim i o wypadku. Nawet nie przypuszczałam, że coś takiego może się dzisiaj zdarzyć...
Obudziłam się o godzinie 8. Shakira już nie spała, była obok mnie. Prawdziwa przyjaciółka...
- Wiesz co? - powiedziała - Wczoraj w nocy zaczęliśmy już twoją imprezę niespodziankę. Jechałam po ciebie i Leo, gdy dostałam telefon od Busquetsa, który przeczytał w internecie o wypadku... Nie byłaś zła o to, że wcześniej nie złożyłam ci życzeń? Haha, chyba sama zapomniałaś o swoich urodzinach. Chciałam to zrobić na przyjęciu...
Chciałam się uśmiechnąć, ale nie potrafiłam. Szybko wstałam i popatrzyłam przez szybę na Leo. Nie spał. Zauważył mnie i się uśmiechnął. Odwzajemniłam jego gest. Weszłam na salę i znów ucałowałam go w usta. Shakira patrzyła na nas z korytarza i szeroko się uśmiechała.
- Byłaś tu całą noc? - zapytał.
Wyraźnie było widać, że czuje się już lepiej. Nie był tak blady i głos miał pewniejszy. Jeszcze jednak nie był do końca wypoczęty.
- Tak. - odpowiedziałam.
Cały czas patrzyłam na niego. Byłam szczęśliwa, że jest lepiej, jednak wciąż przerażał mnie ten widok.
- Jesteś najlepsza. - uśmiechnął się.
- Jak się czujesz? - zapytałam z uśmiechem.
- Boli, ale kiedy tu jesteś to nie mam czasu na myślenie o takich błahostkach.
- Musisz dużo spać. Straciłeś dużo krwi i jesteś osłabiony.
- Anto, wierzysz, że te zdjęcia to nie...?
- Wierzę tylko tobie. - przerwałam mu.
___________________________
Najdłuższy to on nie jest, ale jest dużo treści, powinien was zadowolić.
Fajnie mi się pisze takie dramatyczne rozdziały, ale dużo płaczę wyobrażając sobie Leo leżącego w ciężkim stanie w szpitalu i płaczącą Antonellę za ścianą. :(
Liczę na masę komentarzy, bo jest ich co raz mniej...
Obudziłam się o 11. Leo spał w najlepsze, więc uznałam, że jakoś odwdzięczę mu się za tę kolację. Ruszyłam do kuchni i przygotowałam mu śniadanie, postanowiłam pobawić się w jego osobistego dietetyka. I to nie byle jakiego! Skończyłam studia o kierunku dietetycznym. Jako idealny posiłek przed treningiem wybrałam sałatkę owocową. Szybko ją przygotowałam i napisałam sms'a do Shakiry, czy mogłybyśmy się dzisiaj spotkać. Dla mojego bezpieczeństwa umówiłyśmy się u mnie w domu. Co prawda o Jordim dawno nic nie słyszałam, jednak Leo uznał, że lepiej dmuchać na zimne. W każdej chwili może zaskoczyć.
Była już 11:40, a o 13 miał zacząć się trening. Obudziłam mojego partnera łaskocząc go. Pociągnął mnie do siebie tak, że upadłam na łóżko. Zaczął mnie łaskotać, przytulać i całować. Zablokował mi nogi i ręce tak, żebym mu nie przeszkadzała i wciąż całował. - Trening za godzinę! Koniec tego dobrego. - zdałam się na mój instynkt, który mnie nie zmylił, bo rzeczywiście wybiła dwunasta. - Oj tam, zaczekają. - i znowu mnie łaskotał, przytulał i całował. Jakoś się wyrwałam i pobiegłam do kuchni. I co z tej mojej szybkości, skoro uciekałam przed LIONELEM MESSIM. Atomową pchłą. Objął mnie od tyłu i szeptał coś do ucha. Matko, Leo! Przestań być taki słodki! - Zrobiłam ci śniadanie, rusz tyłek, bo jesteś spóźniony. - poklepałam go po biodrach, żeby się ożywił. - Tak jest. - stanął na baczność i wykonał tzw. generała. Szybko zjadł sałatkę, a ja w tym czasie poszłam się ubrać, tak żeby go nie rozpraszać. Ubrałam białe krótkie spodenki z brązowym paskiem i bordową bluzkę z wyciętymi rękawami. Poszłam do salonu i dorwałam się do laptopa. Po 30 minutach Leo był gotowy, w biegu dał mi buziaka i poszedł. - Nie jedź szybko! - krzyknęłam. - Okej. Jakoś mnie to nie przekonało. No nic. Za pół godziny przyjdzie Shaki. Umrę z nudów do tego czasu. Kiszę się w tym wielkim domu. Kompletnie nic nie mam do roboty. Muszę chyba znaleźć pracę, albo jakieś hobby. Nie mam nawet z kim porozmawiać. Od soboty nie rozmawiałam z moimi rodzicami, to już długo. Ciężko mi bez nich, byłam przyzwyczajona, że codziennie dzwonili, a w każdą niedzielę jedliśmy obiad razem. Co prawda, wtedy był jeszcze Jordi. Chciałabym, żebyśmy mogli spotkać się we czwórkę. Ja, Victoria, Francisco i Lionel. Porozmawiam z moją rodzicielką, ale jeszcze nie teraz. Obydwie nie jesteśmy na to gotowe. Zaczęłam szperać po szafkach, jako że kompletnie nie pamiętałam gdzie leżą słodycze. Gdy wreszcie je znalazłam, rozłożyłam kilka rodzajów ciastek na talerzu. Strzelam, że nie ubędzie ani jednego, bo jak dla mnie za dużo kalorii, a jak dla Shakiry... też za dużo kalorii. Moja przyjaciółka przyszła wcześniej niż się zapowiedziała, ale to lepiej. Przywitałyśmy się i poszłyśmy do salonu. Shaki jak zwykle wyglądała genialnie. Mimo 36 lat i żadnych operacji plastycznych trzymała się wręcz perfekcyjnie. Też chcę tak wyglądać za 10 lat. - Anto, przepraszam, że nie miałam dla ciebie czasu. Jest Milan i nowa płyta powoli się produkuje, wiesz jak mi ciężko znaleźć nawet kilkanaście wolnych minut? W ogóle, gdzieś ty była po tym nieszczęsnym ślubie? Szukaliśmy was z Gerim, ale nigdzie was nie było, mimo, że samochód Leo stał na parkingu. Opowiedziałam jej o wszystkich wydarzeniach związanych z Jordim i naszym rozstaniem. Kolumbijka mnie wspierała, ona rozumie co przeżywam i co czuje. Kieruje się tym, że miłość w życiu jest najważniejsza, dlatego od początku namawiała mnie, żebym dała spokój z Jordim. - Jestem z ciebie dumna. - uśmiechnęła się - Dasz radę, może Jordi rzeczywiście już odpuścił... - On nie jest tym typem, który odpuszcza. Chociaż, próbuję myśleć pozytywnie i mówię sobie, że się odpieprzył. Tak mi lepiej. - Moja krew! - zaśmiała się - Okej słonko, muszę już lecieć. Możemy się spotkać w przyszłym tygodniu? Będę miała więcej czasu, zostawię Gerarda z Milankiem i pójdziemy na zakupy, pasuje? - Pasuje. - uśmiechnęłam się. Przytuliłam się z piosenkarką, powiedziała "trzymaj się" i poszła. I znowu cisza w domu, pustka w głowie i totalne zero do roboty. W sumie, mogę zrobić obiad. Yaaay, zrobię obiad... Zaczęłam przysmażać pierś z kurczaka na patelni grillowej, lecz nagle przyszedł listonosz. Godzina 14:30, pewnie Sport i Mundo Deportivo. Odebrałam przesyłkę, lecz to co zastałam - zszokowało mnie. Nie, to nie był Jordi. To nie był żaden jego wysłannik. Zwykły kurier. Jak zwykle powiedział 'dzień dobry', potem 'dziękuję' i 'do widzenia'. Jak zwykle przyniósł gazetę i jak zwykle podał mi ją do ręki. Zwykła nie była tylko okładka Sport'u. Przedstawiała ona mojego mężczyznę z jakąś labadziarą ze sztucznym biustem. Stała nad MOIM mężczyzną, a MÓJ mężczyzna łapał tą zdzirę za biodra. Na drugim zdjęciu już nie było tak grzecznie. Na drugim zdjęciu do tego wypchanego plastika dobierał się MÓJ, TYLKO MÓJ mężczyzna, który chyba już mnie nie kocha... Położyłam się na łóżku i pozwoliłam by łzy same wypływały z oczu, jednak ze złości i żalu aż ciężko było mi oddychać. Zwyczajnie mnie już nie kocha. Na co były zapewnienia i wyznania? Że jestem jedyną miłością, JEDYNĄ. Po to, żeby się teraz zabawiał w gronie jakiś lasek które się nie szanują? Czy on uznał, że to nie ma znaczenia? Czy on naprawdę jest taki głupi, czy po prostu jego uczucie do mnie zgasło? Odpowiedzi nie było. Był za to on, Messi. Otworzył drzwi i krzyknął, że jest. Położyłam gazetę na twarz i chciałam, żeby sam się domyślił, ale coś nie wyszło. Wstałam i nie opanowywałam złości kipiącej z każdej strony. - Tak się bawiłeś w Madrycie? Tak, że ja siedzę w tej pieprzonej willi, bo cię kocham i nie chcę żebyś się martwił, a ty się zabawiasz z jakimiś dziwkami? Odwalasz jakieś szopki, ja dla ciebie ryzykuje kontakt z rodziną, a ty dobierasz się do jakiejś szmaciury za którą sobie zapłaciłeś! - O czym mówisz, bo nie jestem w temacie? (jeśli skończyła się piosenka, włącz replay. lepiej się czyta. :)) Rzuciłam mu gazetę. A raczej gazetą w niego. - Przestań robić ze mnie idiotkę chociaż teraz. Nie kochasz mnie. Kiedy zaplanowałeś ze mną skończyć? Jeśli teraz, to wspaniale. Sytuacja sprzyja, tylko, że nawet nie mam dokąd iść bo dla ciebie zgodziłam się na zerwanie kontaktów z rodziną. Pamiętasz jeszcze? - usiadłam na kanapie i nie opanowywałam szlochania. Leo usiadł obok mnie i mnie przytulił. - Nie wiem kto to zrobił. To musi być przeróbka, nigdy w życiu cię nie zdradziłem. Nigdy. Nawet wtedy, gdy nie byliśmy razem, możesz mi uwierzyć? - przekonywał. - Jakoś nie bardzo. Jak mam uwierzyć, że mnie kochasz, gdy widzę takie rzeczy? - krzyczałam. - Powinnaś mi wierzyć. - Nie potrafię, to nie wygląda jak fotomontaż, to wygląda jak ty i wypchana dziwka. Obściskiwałeś się z nią. - Antonella, uwierz mi. Jeśli naprawdę mnie kochasz, to będziesz potrafiła mi uwierzyć. - Jeśli ty byś mnie kochał, nie byłoby tej sytuacji. - Przestań gadać głupoty. Nie chcesz mi uwierzyć? Okej, tylko zastanów się czy dobrze robisz. - podniósł głos. - I tylko tyle masz do powiedzenia? Że to fotomontaż. Obydwa zdjęcia i jeszcze te w środku gazety? Udowodnij mi, a porozmawiamy. - Mam wrażenie, że robisz wszystko, żeby było nam jak najgorzej. Wielka afera z nieznaczącej fotografii, a mogłabyś jak dorosła zwyczajnie uwierzyć w to co mam ci do powiedzenia. Widocznie nie chcesz. - teraz już krzyczał - Wychodzę, będę przed szóstą. Przesadziłam. I jak zwykle zdałam sobie z tego sprawę trochę za późno. To jedna z moich wad - nie panuję nad emocjami. Nie zauważyłam kiedy zasnęłam, ale obudził mnie dzwonek telefonu. Godzina 20:49, Messiego wciąż nie ma. Albo po prostu jest na górze, pewnie tak. Dzwonił nieznany numer. - Słucham? - powiedziałam. - Rozmawiam z Antonellą Roccuzo, partnerką Leo Messiego? - zapytał niski, męski głos. - Nie udzielam wywiadów, do widzenia. - już chciałam się rozłączyć. - Proszę zaczekać. Lionel Messi miał wypadek Serce mi stanęło, a żołądek podskoczył do gardła. Z oka wypłynęły łzy. - Co się stało i gdzie on jest? - krzyknęłam rozhisteryzowana. - W szpitalu im. Alejandro Gonzaleza. Samochód pańskiego partnera najprawdopodobniej wpadł w poślizg i wjechał do rowu. Wypadek wyglądał jest poważny, a stan Messiego jest ciężki. Rozłączyłam się. Ubrałam buty i bluzę Leo, która wisiała na wieszaku przy drzwiach, zamknęłam drzwi i pobiegłam do garażu. Zbyt dużo jednego dnia. To przeze mnie. Znowu jechał za szybko. Nie pomyślałam o tym gdy wychodził i mówił, że będzie przed szóstą. Zrobiłam mu wielką aferę, a powinnam go wysłuchać. Powinnam poczekać. Nie wierzyć mediom. Na tym miał się opierać nasz związek. Ufamy TYLKO sobie. Zawiodłam go i teraz leży w szpitalu, choć to ja powinnam teraz cierpieć. I cierpię. antes de las seis - przed szóstą. _________________________________ popłakałam się na końcówce. nie wyszło tak ładnie jak miało wyjść, ale jeśli ktoś zrozumie treść, to również będzie mu smutno. KOMENTUJCIE, BO Z ROZDZIAŁU NA ROZDZIAŁ LICZBA KOMENTARZY MALEJE I NIE MAM MOTYWACJI!