Na Puerto del Rosario wylądowaliśmy około trzynastej. Wyraźnie niekorzystnie wpłynęła na mnie zmiana czasu, jednak lekarz wcześniej wspominał, że nie zaszkodzi ona dziecku.
- Rodzice musieli pojechać do Buenos Aires, załatwić jakąś sprawę. Będą dopiero wieczorem. - poinformował mnie Messi, gdy odbieraliśmy nasz bagaż.
To znaczy, że jesteśmy sami. Rodrigo, Matias i Maria Sol przyjeżdżają dopiero jutro, tak jak i moi rodzice.
- Masz klucze do mieszkania? - zapytałam.
Pomachał mi nimi przed oczami. Odebraliśmy bagaż i złapaliśmy taksówkę na dzielnicę Las Heras, w której dorastał Leo. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, że mając tyle pieniędzy, oni wciąż mieszkają w tym samym miejscu.
- Stresujesz się... - objął mnie na tylnym siedzeniu.
- Trochę.
- Nie masz czym, moi rodzice są najprzyjaźniejszymi ludźmi jacy chodzą po tej ziemi.
- Skoro są tacy przyjaźni, to dlaczego dopiero teraz mam ich poznać? - zapytałam.
- Aha, czyli teraz będziesz mi to wyrzucać? - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Nie, chodzi mi o to, że ci najprzyjaźniejsi ludzie zechcieli poznać narzeczoną swojego syna dopiero po pięciu miesiącach.
- Rozmawialiśmy o tym.
- Czyli trzymamy się wersji, że nie było czasu. Wielki Lionel Messi poświęca mi wszystkie swoje godziny, a jego rodzice nie mogą znaleźć ani jednej? - nie krzyczałam tylko ze względu na taksówkarza.
- Możesz przestać szukać byle jakiego powodu do kłótni? - przez chwilę nie odpowiadałam, na co odpowiedział - Dziękuję.
W ciszy wypakowaliśmy walizki, a właściwie Leo to zrobił, kiedy ja spoglądałam na boisko. Grało tam około piętnastu chłopców w różnym wieku, 2/3 z nich miało na sobie koszulki Leo.
- Zaczekaj tu, zaniosę walizki i zabiorę cię gdzieś. - mówił do mnie Leo, kiedy stałam wpatrzona w grające dzieci.
Wzruszał mnie ten widok, który po chwili przerodził się w wyobrażenie o małym Lionelu biegającym po tej samej murawie. Tym Leo, który nawet nie wiedział, że tyle osiągnie. Tym Leo, którego oglądałam mając dwanaście lat. Jeden, jedyny raz widziałam go jako nastolatka i dopiero teraz zrozumiałam, że to się stało. Poznaję to boisko, dzielnicę, na której nie mieszkałam. Jeden raz w życiu byłam na meczu Newell's Old Boys, razem z tatą, który tak kochał piłkę nożną. W przeciwieństwie do mnie. Byłam wtedy bardzo znudzona i nawet nie patrzyłam na piłkarzy. Nie mogę być nawet pewna, czy Messi w ogóle tam był.
- Idziemy? - złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę boiska.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- Do przyszłości footballu. - odwzajemnił uśmiech i popatrzył na chłopców rozgrywających mecz.
Jako potwierdzenie mojego zadowolenia, bardzo szeroko się uśmiechnęłam. To był na prawdę szczery uśmiech. Uwielbiam, kiedy mój partner pomaga i spełnia marzenia ludzi, czuje się wtedy naprawdę szczęśliwy, a ja razem z nim, bo to jeden z powodów mojej miłości do niego.
"To Leo Messi!" krzyknął bramkarz, a reszta przerwała natychmiast mecz i pobiegła w stronę piłkarza. Uśmiechy tych dzieci były bezcenne. Po kolei grzecznie podchodzili do Leo i dostawali autografy na
koszulkach, robiłam im zdjęcia. Mój chłopak powtarzał im, że kiedyś osiągnął tyle co on i wtedy to on będzie na nich patrzył z podziwem. Po rozdawaniu autografów, jeden z chłopców poprosił Lionela, by zagrał z nimi krótki mecz, nawet jeśli nie gra tak jak kiedyś.
- Chciałbym z wami zagrać, ale nie mogę. Moja noga nie jest sprawna, a więc nie chodzi o to, że gram gorzej. Nie mogę grać. - westchnął.
Chłopcy zdążyli się już napalić na grę, jednak teraz uśmiechy zeszły im z twarzy.
- I tak jest pan najlepszy. - powiedział jeden po chwili ciszy.
Podeszłam do Messiego.
- Naprawdę nie czujesz się na siłach, czy robisz to, bo tak ci powiedziano? - zapytałam z nadzieją w oczach.
Patrzył mi w oczy i zastanawiał się co odpowiedzieć.
- Spróbuję. - odpowiedział.
- Ale nie szalej. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
Maluchy zaczęły nam bić brawo i głośno krzyczeć. Po chwili grali już z Leo. Biegał powoli, ale to był ogromny sukces. Obserwowałam go z szerokim uśmiechem na twarzy. Po piętnastu minutach biegał już znacznie szybciej, ale ciężko mi ocenić jego możliwości, bo dawał dzieciakom fory. Gdy skończyli, podbiegł do mnie niesamowicie szczęśliwy i podniósł mnie, kręcąc się i skakać z radości.
- Mówiłam ci, że jeszcze zagrasz. - nie przestałam się uśmiechać razem z nim, gdy wracaliśmy.
- Ale to znaczy, że lekarz nas oszukał. - westchnął - Trudno, jeszcze zobaczy mnie na Camp Nou. - uśmiechnął się.
Weszliśmy do domu całując się, tylko dlatego, że nie spodziewaliśmy się Celii i Jorge tak wcześnie.
- Mieliście być wieczorem. - powiedział mój narzeczony.
- Też się cieszę, że cię widzę synku. - uśmiechnęła się moja przyszła teściowa, po czym ucałowała go w czoło.
Podeszła do mnie, patrzyła na mnie przez moment, aż w końcu się odezwała.
- Dziękuję, że pojawiłaś się w życiu mojego syna. - przytuliła mnie.
Przywitałam się także z Jorge, a potem usiedliśmy w salonie.
- Po co byliście w Buenos? - zapytał Leo.
- Nasz stary znajomy został sam i pomyśleliśmy, że spędzi te święta z nami. - oznajmiła Celia.
- Więc gdzie on jest? - zapytałam z uśmiechem na twarzy.
- Ma tutaj jakiś kolegów, poszedł się z nimi przywitać. Niedługo powinien być. - odpowiedział mi starszy Messi.
Lionel opowiedział o przygodzie na boisku, na co państwo Messi zareagowali z wielką radością. To rzeczywiście bardzo pogodni ludzie. Messi 1:1 Roccuzzo.
- Tak się cieszę, że Leo wreszcie sobie kogoś znalazł. - mówiła Celia - Odkąd pojawiłaś się w jego życiu, jest zupełnie inny. Swoją drogą, on był w tobie zakochany odkąd tylko cię poznał. - uśmiechnęła się.
Popatrzyłam z uśmiechem na Lionela.
- Mówiłem. - potwierdził i dał mi buziaka.
Kolejne pół godziny minęło w miłej atmosferze. Państwo Messi dyskretnie wypytywali o mnie, ale także o moją przeszłość u boku Jordiego. Obiecali jednak, że to pierwszy i ostatni raz kiedy zadają krępujące mnie pytania, które nie tyle co były krępujące, ale takie, których chciałam uniknąć.
Po dwudziestu minutach do drzwi zapukał znajomy rodziców Lionela. Wysoki, prawie łysy mężczyzna, podobny nawet do Guardioli i zdaje się, że w tym samym wieku. Leo tak jak ja, dopiero go poznał. Przedstawiliśmy się sobie, ale ani ja, ani mój narzeczony nie byliśmy zainteresowani pogaduszkami z nim i Leo wepchnąwszy mnie do pokoju, gdy składał pocałunki na moich ustach, szeptał mi, żebyśmy razem gdzieś poszli i się stąd urwali. Wyraziłam aprobatę i zmieniłam ciuchy na białą bluzkę i krótkie spodenki w kolorze czarnym. Pod ciuchami miałam również strój kąpielowy, żeby być przygotowaną na każdy pomysł Leo.
Tak jak myślałam, po dwudziestu minutach wysiedliśmy z jeepa pożyczonego od Jorge na plażę. Owszem, w Rosario nie ma dostępu do morza, ale jest rzeka, na której brzegu jest idealna do wypoczynku plaża. I nikogo na niej nie było. Przygotowania do świąt biorą górę, albo Messi wpadł na genialny pomysł wykupienia jej na własność, madre mia, tylko nie to.
- Kiedy masz zamiar powiedzieć rodzicom o Thiago? - zapytałam wieszając się mu na szyi.
- Powiem od razu wszystkim, przy kolacji świątecznej. - powiedział, po czym zaczęliśmy się całować - Masz strój kąpielowy? - zapytał.
Machnęłam potwierdzająco głową, na co Leo ściągał ze mnie i z siebie ciuchy, po czym "wrzucił" mnie do rzeki. Wygłupialiśmy się przez dłuższą chwilę. Co chwila podtapiałam Messiego, wykorzystując fakt, że on mi tego nie może zrobić, bo za bardzo się boi. Chlapaliśmy się, ale to Lionel robił również delikatnie. Nawet zanurkował i udawał, że pod wodą rysuje serce na moim brzuchu, czyli na naszym dziecku. Całowaliśmy się pod wodą, zupełnie jak w filmach. Czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie.
Po tym wszystkim, zmęczeni usiedliśmy na brzegu. Konkretniej - Leo usiadł na tym suchym brzegu, a ja tam gdzie woda.
Spędziliśmy tam kolejne dwie godziny, ale robiło się co raz zimniej, dlatego wróciliśmy do domu. W środku Jorge z jego kolegą Javierem oglądali telewizje, komentując co się w niej dzieje, a Celia szykowała w kuchni jedzenie. Postanowiłam jej pomóc.
- Gdzie byliście? - zapytała przyprawiając steki.
- Na plaży. - uśmiechnęłam się - Jak mogę pomóc?
- Skarbie, w lodówce jest sałata, a w zamrażalce surimi. Pewnie wiesz, co z nimi robić. - zaśmiała się.
Również się zaśmiałam, machając głową potwierdzająco.
Oczywiście, że wiem. Sałata, paluszki krabowe i sos czosnkowy. Składniki ulubionej sałatki Lionela, a jego mama zapewne szykuje dla niego teraz Milanesa a la Napolitana.
Po godzinie kolacja była gotowa i razem z Celią podałyśmy ją do stołu, przy czym pomagał nam Javier.
- 2 DNI PÓŹNIEJ -
Te dwa dni minęły bardzo szybko. Wczoraj przylecieli moi rodzice, a także rodzeństwo mojego przyszłego męża. Jednak ich przylot był dopiero wieczorem, dlatego świetnie spędziliśmy ten dzień. Tym razem nie sami, bo zabraliśmy ze sobą moich przyszłych teściów. Lionel chciał mi pokazać, gdzie dorastał. Byliśmy na stadionie Newell's Old Boys, w jego ulubionym parku oraz w jego szkole, a także na cmentarzu. Odwiedzaliśmy tam kobietę, dzięki której Lionel zaszedł tak daleko. Ona załatwiła mu grę w drużynie i namówiła jego rodziców na piłkarskie buty. Zawsze go wspierała, za co on jest jej ogromnie wdzięczny. Płakał, gdy patrzył na jej grób.
- Maria cię polubiła. - powiedział do mnie Leo, obejmując mnie od tyłu, kiedy kroiłam paprykę - Wszyscy się ucieszą na tą wiadomość, zobaczysz. - dał mi buziaka i ruszył w stronę pokoju, po drodze kradnąc kawałek ciasta, za co oberwał ścierką.
- Jaką wiadomość? - zapytała promiennie Celia, która doprawiała Matambre Relleno.
- Coś ci się przesłyszało, mamo. - powiedział Messi, który usłyszał mamę już z przedpokoju.
Zaśmiałam się pod nosem, na co Celia popatrzyła na mnie z niepokojem, jednak nic nie mówiła.
Godzinę później zrobiło się już ciemno, dlatego zasiedliśmy do stołu. Całą rodziną, a także Javierem. Pomodliliśmy się przed posiłkiem i czekała na nas wielka uczta. Razem z panią Messi ugotowałyśmy na prawdę wiele potraw, ale Matias, jako kucharz nie mógłby nic nie przywieźć ze sobą, dlatego też można było być pewnym, że jedzenia starczy.
Myślałam o jedzeniu, ale nie miałam ochoty na jego konsumowanie. Nawet nie miałam ochotę na myślenie o nim, ponieważ byłam zbytnio zestresowana przekazaniem wiadomości o tym, że razem z Lionelem zostaniemy rodzicami. Brzuch było wyraźnie widać, więc mogli coś podejrzewać. Mimo wszelkich prób jego ukrycia. Może to i lepiej?
- Mam wam wszystkim coś do powiedzenia - mówił z uśmiechem na twarzy mój chłopak - Anto i ja spodziewamy się synka.
- Który to miesiąc? - zapytała Maria Sol.
- Piąty. - odpowiedzieliśmy chórem, po czym roześmialiśmy się sami z siebie.
- Będę wujkiem! - krzyczał Rodrigo z ogrooomnym uśmiechem na twarzy.
Wszyscy byli tacy szczęśliwi, że miałam ochotę płakać z radości. Chcieli nas wspierać, zupełnie jak prawdziwa rodzina, której nigdy nie miałam. Moi rodzice chcieli dla mnie najlepiej, ale aż nadto. Nie zamierzam im tego wypominać, bo dawno sobie to wybaczyliśmy i na dzień dzisiejszy moi rodzice są tutaj z nami i cieszą się moim szczęściem. To nie czas, żeby wracać do przeszłości.
_______________
To jest prawdopodobnie najgorszy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam, ale musicie się zadowolić. :)
Małe sprostowanie: zawiesiłam bloga, ale czas to zmienić. Udało mi się wywalczyć jedną godzinę dziennie na internet, a dzięki braku dostępu do innych stron - będę miała więcej czasu na pisanie. Mama także zgodziła się, żebym pisała, więc wyjdzie mi to na dobre. :)
Rozdział na http://no-me-olviides.blogspot.com/ prawdopodobnie jeszcze dzisiaj, a na http://diez-desastres.blogspot.com jutro. :)
+spodziewajcie się nowego bloga, o Shaki i Gerardzie. :)
Cudowny *o*
OdpowiedzUsuńLeo i anto są tacy uroczy *o*
Jaki najgorszy? Moim zdaniem jest świetny <3
OdpowiedzUsuńCzekam również, na nowego bloga o Shaki i Pique! :))
miałam małego mind fucka hahah czytam początek i się zastanawiam czy dobry rozdział mi wysłałaś,bo ja już to czytałam haha ale potem się skapnęłam XDDD taa i to ogroooomnym wcale nie miało na celu podkreślenia XDDD nwm po co to pisze nie pytaj XDD siada mi na mózg przez to zdjęcie https://31.media.tumblr.com/6c48715d821712e5653d4483b980fe06/tumblr_my4jb7e9Uu1sokw3yo1_500.jpg#_=_ :D rozdział jak zwykle genialny nie muszę ci mówić, że cię zabije za to że nie długo koniec, bo o tym wiesz. Poza tym zabije cię w szkole XDDD czekam na nexta :3
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHAH TO ZDJĘCIE HAHAHAHAHAHA
UsuńNajgorszy ?! NAJGORSZY !? SERIO ?
OdpowiedzUsuńJest genialny ! ♥ najgorsze w tym wszystkim jest to, że za niedługo koniec .__. Uwielbiam tego bloga .. Ciężko jest mi się z tym pogodzić, dlatego nie potrafię w pełni cieszyć się nowym rozdziałem na blogu, bo oznacza to coraz bliższy koniec Twojej historii o LEONELLI ;/
Cieszę się, że z mamą doszłaś do kompromisu, ponieważ ciężko by mi było wytrzymać bez Twoich blogów :3
swietny rozdzial :D czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńNajgorszy?! Dziewczyno, on jest genialny *o*
OdpowiedzUsuńNie chce końca ;c Kocham tego bloga, a Leo i Anto są tacy słodcy, ładna z nich para <3 Super, że niedługo zaczniesz nowego bloga :3
Czekam na nn :*
super rozdział, taka sielanka :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)) <3
OdpowiedzUsuńmówiłam już że kocham Twoje opowiadania ? *o*
OdpowiedzUsuńSUPERRRRRR rozdział <3 :D
OdpowiedzUsuń