wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział V: Se supone que antes de las seis

-PODKŁAD MUZYCZNY-


Obudziłam się o 11. Leo spał w najlepsze, więc uznałam, że jakoś odwdzięczę mu się za tę kolację. Ruszyłam do kuchni i przygotowałam mu śniadanie, postanowiłam pobawić się w jego osobistego dietetyka. I to nie byle jakiego! Skończyłam studia o kierunku dietetycznym. Jako idealny posiłek przed treningiem wybrałam sałatkę owocową. Szybko ją przygotowałam i napisałam sms'a do Shakiry, czy mogłybyśmy się dzisiaj spotkać. Dla mojego bezpieczeństwa umówiłyśmy się u mnie w domu. Co prawda o Jordim dawno nic nie słyszałam, jednak Leo uznał, że lepiej dmuchać na zimne. W każdej chwili może zaskoczyć.

Była już 11:40, a o 13 miał zacząć się trening. Obudziłam mojego partnera łaskocząc go. Pociągnął mnie do siebie tak, że upadłam na łóżko. Zaczął mnie łaskotać, przytulać i całować. Zablokował mi nogi i ręce tak, żebym mu nie przeszkadzała i wciąż całował. 

- Trening za godzinę! Koniec tego dobrego. - zdałam się na mój instynkt, który mnie nie zmylił, bo rzeczywiście wybiła dwunasta.
- Oj tam, zaczekają. - i znowu mnie łaskotał, przytulał i całował. Jakoś się wyrwałam i pobiegłam do kuchni. 
I co z tej mojej szybkości, skoro uciekałam przed LIONELEM MESSIM. Atomową pchłą
Objął mnie od tyłu i szeptał coś do ucha. Matko, Leo! Przestań być taki słodki!
- Zrobiłam ci śniadanie, rusz tyłek, bo jesteś spóźniony. - poklepałam go po biodrach, żeby się ożywił.
- Tak jest. - stanął na baczność i wykonał tzw. generała.
Szybko zjadł sałatkę, a ja w tym czasie poszłam się ubrać, tak żeby go nie rozpraszać. Ubrałam białe krótkie spodenki z brązowym paskiem i bordową bluzkę z wyciętymi rękawami.
Poszłam do salonu i dorwałam się do laptopa. Po 30 minutach Leo był gotowy, w biegu dał mi buziaka i poszedł.
- Nie jedź szybko! - krzyknęłam.
- Okej. 
Jakoś mnie to nie przekonało. No nic.
Za pół godziny przyjdzie Shaki. Umrę z nudów do tego czasu. Kiszę się w tym wielkim domu. Kompletnie nic nie mam do roboty. Muszę chyba znaleźć pracę, albo jakieś hobby.
Nie mam nawet z kim porozmawiać. Od soboty nie rozmawiałam z moimi rodzicami, to już długo. Ciężko mi bez nich, byłam przyzwyczajona, że codziennie dzwonili, a w każdą niedzielę jedliśmy obiad razem. Co prawda, wtedy był jeszcze Jordi. Chciałabym, żebyśmy mogli spotkać się we czwórkę. Ja, Victoria, Francisco i Lionel. Porozmawiam z moją rodzicielką, ale jeszcze nie teraz. Obydwie nie jesteśmy na to gotowe. 
Zaczęłam szperać po szafkach, jako że kompletnie nie pamiętałam gdzie leżą słodycze. Gdy wreszcie je znalazłam, rozłożyłam kilka rodzajów ciastek na talerzu. Strzelam, że nie ubędzie ani jednego, bo jak dla mnie za dużo kalorii, a jak dla Shakiry... też za dużo kalorii.
Moja przyjaciółka przyszła wcześniej niż się zapowiedziała, ale to lepiej.
Przywitałyśmy się i poszłyśmy do salonu. Shaki jak zwykle wyglądała genialnie. Mimo 36 lat i żadnych operacji plastycznych trzymała się wręcz perfekcyjnie. Też chcę tak wyglądać za 10 lat.
- Anto, przepraszam, że nie miałam dla ciebie czasu. Jest Milan i nowa płyta powoli się produkuje, wiesz jak mi ciężko znaleźć nawet kilkanaście wolnych minut? W ogóle, gdzieś ty była po tym nieszczęsnym ślubie? Szukaliśmy was z Gerim, ale nigdzie was nie było, mimo, że samochód Leo stał na parkingu.
Opowiedziałam jej o wszystkich wydarzeniach związanych z Jordim i naszym rozstaniem. Kolumbijka mnie wspierała, ona rozumie co przeżywam i co czuje. Kieruje się tym, że miłość w życiu jest najważniejsza, dlatego od początku namawiała mnie, żebym dała spokój z Jordim. 
- Jestem z ciebie dumna. - uśmiechnęła się - Dasz radę, może Jordi rzeczywiście już odpuścił...
- On nie jest tym typem, który odpuszcza. Chociaż, próbuję myśleć pozytywnie i mówię sobie, że się odpieprzył. Tak mi lepiej. 
- Moja krew! - zaśmiała się - Okej słonko, muszę już lecieć. Możemy się spotkać w przyszłym tygodniu? Będę miała więcej czasu, zostawię Gerarda z Milankiem i pójdziemy na zakupy, pasuje? 
- Pasuje. - uśmiechnęłam się. Przytuliłam się z piosenkarką, powiedziała "trzymaj się" i poszła.
I znowu cisza w domu, pustka w głowie i totalne zero do roboty. 
W sumie, mogę zrobić obiad. Yaaay, zrobię obiad...
Zaczęłam przysmażać pierś z kurczaka na patelni grillowej, lecz nagle przyszedł listonosz. Godzina 14:30, pewnie Sport i Mundo Deportivo.
Odebrałam przesyłkę, lecz to co zastałam - zszokowało mnie. 
Nie, to nie był Jordi. To nie był żaden jego wysłannik. Zwykły kurier. Jak zwykle powiedział 'dzień dobry', potem 'dziękuję' i 'do widzenia'.
Jak zwykle przyniósł gazetę i jak zwykle podał mi ją do ręki. Zwykła nie była tylko okładka Sport'u.
Przedstawiała ona mojego mężczyznę z jakąś labadziarą ze sztucznym biustem. Stała nad MOIM mężczyzną, a MÓJ mężczyzna łapał tą zdzirę za biodra. Na drugim zdjęciu już nie było tak grzecznie. Na drugim zdjęciu do tego wypchanego plastika dobierał się MÓJ, TYLKO MÓJ mężczyzna, który chyba już mnie nie kocha...
Położyłam się na łóżku i pozwoliłam by łzy same wypływały z oczu, jednak ze złości i żalu aż ciężko było mi oddychać.
Zwyczajnie mnie już nie kocha. Na co były zapewnienia i wyznania? Że jestem jedyną miłością, JEDYNĄ.
Po to, żeby się teraz zabawiał w gronie jakiś lasek które się nie szanują? Czy on uznał, że to nie ma znaczenia? Czy on naprawdę jest taki głupi, czy po prostu jego uczucie do mnie zgasło?
Odpowiedzi nie było. Był za to on, Messi. Otworzył drzwi i krzyknął, że jest. Położyłam gazetę na twarz i chciałam, żeby sam się domyślił, ale coś nie wyszło. Wstałam i nie opanowywałam złości kipiącej z każdej strony.
- Tak się bawiłeś w Madrycie? Tak, że ja siedzę w tej pieprzonej willi, bo cię kocham i nie chcę żebyś się martwił, a ty się zabawiasz z jakimiś dziwkami? Odwalasz jakieś szopki, ja dla ciebie ryzykuje kontakt z rodziną, a ty dobierasz się do jakiejś szmaciury za którą sobie zapłaciłeś! 
- O czym mówisz, bo nie jestem w temacie?
(jeśli skończyła się piosenka, włącz replay. lepiej się czyta. :))
Rzuciłam mu gazetę. A raczej gazetą w niego.
- Przestań robić ze mnie idiotkę chociaż teraz. Nie kochasz mnie. Kiedy zaplanowałeś ze mną skończyć? Jeśli teraz, to wspaniale. Sytuacja sprzyja, tylko, że nawet nie mam dokąd iść bo dla ciebie zgodziłam się na zerwanie kontaktów z rodziną. Pamiętasz jeszcze? - usiadłam na kanapie i nie opanowywałam szlochania.
Leo usiadł obok mnie i mnie przytulił. 
- Nie wiem kto to zrobił. To musi być przeróbka, nigdy w życiu cię nie zdradziłem. Nigdy. Nawet wtedy, gdy nie byliśmy razem, możesz mi uwierzyć? - przekonywał.
- Jakoś nie bardzo. Jak mam uwierzyć, że mnie kochasz, gdy widzę takie rzeczy? - krzyczałam.
- Powinnaś mi wierzyć.
- Nie potrafię, to nie wygląda jak fotomontaż, to wygląda jak ty i wypchana dziwka. Obściskiwałeś się z nią.
- Antonella, uwierz mi. Jeśli naprawdę mnie kochasz, to będziesz potrafiła mi uwierzyć.
- Jeśli ty byś mnie kochał, nie byłoby tej sytuacji. 
- Przestań gadać głupoty. Nie chcesz mi uwierzyć? Okej, tylko zastanów się czy dobrze robisz. - podniósł głos.
- I tylko tyle masz do powiedzenia? Że to fotomontaż. Obydwa zdjęcia i jeszcze te w środku gazety? Udowodnij mi, a porozmawiamy.
- Mam wrażenie, że robisz wszystko, żeby było nam jak najgorzej. Wielka afera z nieznaczącej fotografii, a mogłabyś jak dorosła zwyczajnie uwierzyć w to co mam ci do powiedzenia. Widocznie nie chcesz. - teraz już krzyczał - Wychodzę, będę przed szóstą.
Przesadziłam. I jak zwykle zdałam sobie z tego sprawę trochę za późno. To jedna z moich wad - nie panuję nad emocjami. Nie zauważyłam kiedy zasnęłam, ale obudził mnie dzwonek telefonu. Godzina 20:49, Messiego wciąż nie ma. Albo po prostu jest na górze, pewnie tak. Dzwonił nieznany numer.
- Słucham? - powiedziałam.
- Rozmawiam z Antonellą Roccuzo, partnerką Leo Messiego? - zapytał niski, męski głos.
- Nie udzielam wywiadów, do widzenia. - już chciałam się rozłączyć.
- Proszę zaczekać. Lionel Messi miał wypadek 
Serce mi stanęło, a żołądek podskoczył do gardła. Z oka wypłynęły łzy.
- Co się stało i gdzie on jest? - krzyknęłam rozhisteryzowana.
- W szpitalu im. Alejandro Gonzaleza. Samochód pańskiego partnera najprawdopodobniej wpadł w poślizg i wjechał do rowu. Wypadek wyglądał jest poważny, a stan Messiego jest ciężki.
Rozłączyłam się. Ubrałam buty i bluzę Leo, która wisiała na wieszaku przy drzwiach, zamknęłam drzwi i pobiegłam do garażu. Zbyt dużo jednego dnia. 
To przeze mnie. Znowu jechał za szybko. Nie pomyślałam o tym gdy wychodził i mówił, że będzie przed szóstą. Zrobiłam mu wielką aferę, a powinnam go wysłuchać. Powinnam poczekać. Nie wierzyć mediom. Na tym miał się opierać nasz związek. Ufamy TYLKO sobie. Zawiodłam go i teraz leży w szpitalu, choć to ja powinnam teraz cierpieć. I cierpię.


antes de las seis - przed szóstą.
 _________________________________
popłakałam się na końcówce. nie wyszło tak ładnie jak miało wyjść, ale jeśli ktoś zrozumie treść, to również będzie mu smutno. 
KOMENTUJCIE, BO Z ROZDZIAŁU NA ROZDZIAŁ LICZBA KOMENTARZY MALEJE I NIE MAM MOTYWACJI! 


7 komentarzy:

  1. boże co ty tu wyrabiasz?????? gdzie waka waka??? kocham kocham cudo *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu .. Jak się poryczałam ... DODAWAJ KURCZE KOLEJNY ! Kocham to opowiadanie ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. jak mogłaś zwypadkować Messiego ? i to jeszcze przed jutrzejszym meczem z Milanem ? a jak to będzie prorocze ? odpukać ! :D
    a tak na serio serio to smuuuuuutne ;ccc

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmmm... smutne,smutne.... i ten Leo ...

    OdpowiedzUsuń
  5. o jejuś, co to się stało... mimo wszystko rozdział i trzymaj tak dalej! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny Leo ;cc
    Tu wypadek a dzisiaj już gol <33
    Czekam na nexta <3
    Informuj mnie na asku:http://ask.fm/AdminkaXavi
    I zapraszam do mnie:http://dumakatal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedny Leoś :( ♥
    Genialny rozdział ;) Czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń