środa, 30 października 2013

Rozdział IV: Que lo que no hace bien, solo puede hacer mal

Dwa tygodnie póżniej.

Tylko bliskość mi pomoże. Bliskość równa się bezpieczeństwo. 

Cała sytuacja była do przewidzenia i decydując się na ucieczkę sprzed ołtarza wiedziałam, że tak teraz będzie wyglądać moje życie. Ale mam przy sobie antidotum na to wszystko.

Mimo wszystko, wciąż myślę pozytywnie. Przy śniadaniu, przy kawie, przy obiedzie, przy kolacji.
Mam Lionela, Jordi już mi nie grozi. Wie, jakie mogą być tego konsekwencje. Potem nadchodzi noc. Wtedy moje myśli kłócą się ze sobą. Że Jordi jest nieobliczalny. Że jest mściwy. Że nie odpuści. Z drugiej strony, że się boi. Że nie ma czasu. Że wcale mu na  mnie nie zależy.
I od rana to samo. Najgorsze są dni, gdy Leo wyjeżdża i zostaje sama. Nie mam kim się zająć i zbyt długo rozmawiam sama ze sobą.

Tak siedziałam z butelką białego wina na stoliku i jego lampką w ręce. Robiłam wszystko, żeby wytrzymać jeszcze kilka godzin bez wylania łzy. Nie chodziło tylko o strach. Jestem tak bardzo uzależniona od Leo. Gdy wróci Messi - wróci porządek. Znów będę spokojna.

Dźwięk kluczy w drzwiach. Za wcześnie na Lionela. Żołądek miałam w gardle. Pokonałam strach i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Wszystko zależało od moich umiejętności walki.

Przy drzwiach stał nikt inny, jak obwieszony w torbach najlepszy piłkarz świata. Pobiegłam w jego stronę i rzuciłam mu się w ramiona. Torby upadły na podłogę.
Nieważne.
Wszystko było nieważne.
Liczyły się tylko jego usta całujące mnie po całym ciele, bo nagle znaleźliśmy się na łóżku. I jego dłonie jeżdżące po moim brzuchu i klatce piersiowej.
To było ważne.

A najważniejsze było to, że wszystko wraca do normalności. Obudziłam się pocałunkiem ujrzałam moją miłość. Napędzało mnie to energią, której brakowało mi, gdy go nie było. Co dziwne, obudziłam się w środku nocy.
- Ubieraj się, jedziemy. - uśmiechnął się i ruszył do garderoby.
- Gdzie?! - krzyknęłam, tak by usłyszał mnie w pomieszczeniu obok.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc niechętnie wstałam z łóżka i poszłam do Leo.
- Coś ty znowu wymyślił, głupolu? - zapytałam opierając się o futrynę.
- Niespodzianka. Ładnie się ubierz, tylko się pośpiesz. - wychodząc z pomieszczenia pocałował mnie w usta.
Messi i te jego konkrety.
Kompletnie nie mam pomysłu w co się ubrać. Między innymi dlatego, że mamy środek nocy i nie wiem dokąd jadę. Norma. Takiego sobie wybrałam partnera.
Wreszcie ubrałam legginsy w kwiaty i luźną miętową tunikę, a na nogi wsunęłam pastelowo różowe szpilki z kokardką. Przeczesałam włosy i pociągnęłam rzęsy tuszem do rzęs.
No, gotowa.
Zeszłam na dół, gdzie LM10 czekał na mnie w kuchni.
- Dowiem się wreszcie dokąd mnie zabierasz? - zapytałam.
- Nie. - uśmiechnął się - Jedyne co mogę ci powiedzieć to to, że wyglądasz cudownie nawet w środku nocy.
Ubraliśmy kurtki i weszliśmy do białego porsche stojącego w garażu.
- Oglądałaś wczoraj mecz? - zapytał.
No tak.
- Głupia. Zapomniałam ci podziękować za tę dedykacje. Jesteś najlepszy. - ucałowałam go w policzek, tak, żeby nie przeszkodzić mu w kierowaniu.
- Masz szczęście słonko. - zaśmiał się.
Zatrzymaliśmy się na jakimś parkingu. Leo założył mi opaskę na oczy.
- Od tego momentu nie możesz nic zobaczyć. Nie waż się podglądać, bo zamknę cię w domu i będę ci puszczać filmy dokumentalne o Ronaldo. - zagroził.
Zaśmiałam się i to porządnie.
- Nie zrobiłbyś mi tego. - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście, że nie. Jeszcze byś go polubiła... - zaśmiał się.
Dobrze, że chociaż się śmiał, bo jego miny nie byłam w stanie zobaczyć.
Wreszcie wysiedliśmy z samochodu. Wciąż nic nie widziałam, ale czułam, że już długo jedziemy windą. Wciąż brakowało mi pomysłów, co on wymyślił.
W końcu wyszliśmy na powietrze, wnioskuję że to dach.
- Chcesz mnie stąd zrzucić czy jaka cholera? - zaczęłam się niecierpliwić.
Wreszcie odwiązał opaskę. Byliśmy na dachu najwyższego wieżowca Barcelony. Ale to nic.
Stał tutaj stolik i dwa krzesła. Na stoliku jakieś jedzenie i wino.
Leo spojrzał na zegarek.
- Równa 00:00. Wszystkiego najlepszego kochanie. - ucałował mnie.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie pilnowałam dat, nawet nie myślałam, że mam urodziny już w najbliższym czasie, ale to już teraz. To będą najpiękniejsze urodziny w moim życiu. Zaczęły się cudownie. To było tak piękne, że ciężko było mi w to uwierzyć.
- KOCHAM CIĘ! - krzyknęłam głośno i rzuciłam mu się w ramiona.
Te słowa były takie banalne i krótkie, ale nie znałam innych które wyrażałyby moje uczucia. Chciałabym mu powiedzieć więcej, ale nie znalazłam mocniejszych słów od 'kocham cię'.

======================
nie zbyt długie, ale jest! ROZDZIAŁ DEDYKOWANY DOMINICE. <3
nie ma Jordiego (w tym rozdziale), cieszmy się i radujmy!
a już jutro prolog na moim drugim blogu. to będzie coś większego. prawdziwa i poruszająca historia,
mam nadzieję że wypali. :) pozostawiam do komentarza i dziękuje za te wcześniejsze <3 oraz za ponad tysiąc na liczniku.

8 komentarzy:

  1. to... to... to jest dla mnie :') dziękuje kocham cię mocno <3333
    Messi jest taki kochany :* dobrze, że nie ma Jordiego(czemu zawsze myśle o Albie :o)
    I ten fragment o Ronaldo hahha rozwaliłaś mnie i scena +18 mmmm <3 czekam na nexta :))
    i na nowego bloga :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde świetnie piszesz :) Byle tak dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahaaahahah Filmy dokumentalne o Ronaldo hahaha
    To mnie rozwaliło na kawałki :D
    Świetny blog i zapraszam do mnie :)
    http://dumakatal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, wzruszyłam sie < 333
    Leo jest kochany ;3
    Tekst o Ronaldo = ♥ Jesteś Genialna :D ♥
    Uwielbiam Twojego bloga ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny fajny <3
    podobało mi się to o Ronaldo hahha
    tylko szkoda że taki krótki ;cc

    OdpowiedzUsuń
  6. Moment z Ronaldo najlepszy hahahaha xd NEXTAA !

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny <3 Czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń