Oni nie wiedzą jak to jest. Stać przy ołtarzu z człowiekiem, do którego czuje się obrzydzenie.
Mają wielkie, wspaniałe i kochające się rodziny. I ja też będę taką miała. Teraz wiem. Robię do dla siebie i nic im do tego. Będę najszczęśliwszą kobietą na ziemi i dopiero wtedy zrozumieją.
Ulżyło mi, gdy odmówiłam małżeństwa. Wciąż jednak czuję wielką gulę w gardle na myśl o moim byłym. Nieprzewidywalny, tajemniczy i mściwy.
M ś c i w y. Zrobi wszystko, żebym pożałowała. To nie jest miłość, to jego choroba.
Siedziałam tak z Leo i nie powstrzymywałam łez cisnących się na zewnątrz. Kompletnie nie przeszkadzało mu, że mój makijaż spływa po mojej twarzy prosto na jego najdroższy, robiony na zamówienie garnitur.
Przecież to Lionel Messi, kupi sobie nowy. Lepszy.
Zupełnie tak jak ja.
To ja, Antonella Roccuzzo. Spieprzyłam moje dotychczasowe życie, teraz będę miała lepsze. U boku idealnego mężczyzny.
Lionel ciągle powtarzał mi, że nie jestem sama. Mówił, że zrobi wszystko, żebym była szczęśliwa nawet bez bandy starych ciotek, które potrafią tylko zrzędzić. Zdaje się, że on nie wiedział, że Jordi nie puści tej sprawy tak łatwo.
Schowałam się gdzieś między krzakami i zmieniłam suknię ślubną na krótką czerwoną sukienkę. Mój partner okrył mnie swoją marynarką i ruszyliśmy do samochodu. Miałam nadzieję, że nie spotkam już żadnego z gości ślubnych. Nie wiedziałabym nawet co powiedzieć.
- Jedziemy do hotelu. - powiedział Messi.
Czyli jednak zdawał sobie sprawę z tego, co może zrobić Jordi. Zwyczajne nie chciał mi już o nim wspominać. Całą drogę nerwowo się obracał i z każdej strony sprawdzał, czy nie ma nigdzie mojego byłego. Zaczęło mnie to irytować.
- Przestań. - rozkazałam.
- Nie wiesz jaki on jest?
- Wiem, i to lepiej niż ty. Chcesz teraz tak żyć? Za każdym razem gdy wyjdziemy z domu będziesz skupiał swoją uwagę tylko na tym, czy czasem zza krzaków nie wyskoczy Jordi? Wyluzuj.
- Nie wierzę w to co słyszę. - zaśmiał się ironicznie - 'Wyluzuj'?! Słyszysz siebie? Boję się o ciebie, zrozum to.
Obdarzyłam go zimnym spojrzeniem.
- Przepraszam. - powiedział.
- Ja też. Ale nie zmieniam zdania.
Dojechaliśmy do hotelu, Leo wziął kartę od pokoju i ruszyliśmy na górę. Zaraz po wyjściu z windy Messito zorientował się, że zostawił portfel na recepcji.
- Idź do pokoju i zamknij drzwi. Wystukam Cant del Barca, wtedy mi otworzysz. Będę za chwilę. - pocałował mnie i wszedł do windy. Uśmiechnął się i machał do mnie gdy drzwi się zamykały. Odwzajemniłam uśmiech.
Weszłam do apartamentu na 15 piętrze. Widok nieziemski. Zanim zdążyłam się przyjrzeć usłyszałam hymn FC Barcelony wystukiwany o drzwi wejściowe. Leo na szczęście szybko się uwinął.
Otworzyłam drzwi, lecz ku mojemu zdziwieniu nie był to mój chłopak. To mój b y ł y chłopak.
Popchnął mnie na ścianę i złapał mocno moją twarz. Popatrzył mi w oczy. Był zdenerwowany. Mało. Był W Ś C I E K Ł Y. Spodziewałam się najgorszego, w myślach modliłam się, by Leo już tu był.
- Jeszcze do mnie wrócisz! Zobaczymy ile wytrzymasz. Nie będzie litości dla takiej szmaty. - krzyczał.
Zaczął się do mnie dobierać. Popatrzyłam w kierunku drzwi. Były otwarte. Leo powinien już tu być. Zaczęłam krzyczeć, liczyłam chociażby na jakiegoś ochroniarza, pracownika, cokolwiek! Udawało mi się powstrzymać Jordiego, jednak nie wiedziałam ile to jeszcze potrwa. Wreszcie ustąpił, gdy usłyszał, że ktoś biegnie na korytarzu. Jordi uciekł. To wciąż nie był Leo. To nie on biegł, zbyt wolno.
Stałam tak oparta o ścianę, wyłam a łzy lały się ze mnie strumieniami. Do pokoju wszedł Leo. Oparł ręce na ścianie.
- Co on ci zrobił?! - krzyczał i uderzał rękoma o ścianę. Był bardziej wściekły niż Jordi. Zjechałam w dół po ścianie. - Dorwę skurwiela. Pożałuje tego.
Chodził nerwowo po pokoju, w kółko, w te i wewte.
- Usiądź. - powiedziałam stanowczo.
Usiadł na przeciwko mnie.
- Przepraszam. Nie powinienem zostawiać cię samej.
- Przestań się o wszystko obwiniać. To nie jest ważne czyja to wina. Jesteśmy razem, tak?
- Tak. - przytulił mnie - Uderzył cię? - popatrzył mi w oczy. Wyraźnie było widać wściekłość i troskę. Takiego Messiego jeszcze nie widziałam.
- Nie. Dobierał się do mnie.
- Kur... - oparł głowę na moich kolanach - Nie daruję mu tego.
- Uspokój się. - chciałam mówić dalej, jednak ktoś zapukał do drzwi.
Lionel szybko je otworzył. W progu stał ten sam Jordi. Kipiało we mnie.
- Łap rzeczy, Antonella. - podał mi walizkę.
Zgrywał miłego kolegę, że niby rozumie i chce dalej utrzymywać kontakt. Gówno prawda. Zachowywał się tak tylko przy Leo. Tak, jakby nie wiedział, że mój chłopak wie wszystko.
Lionel rzucił się na Jordiego. Przyłożył mu pięścią w twarz, kilka kopów i uderzeń, a Jordi już leżał. Uznałam, że trzeba to skończyć. Uspokajałam Leo, a w między czasie przegrany uciekł.
____________________________________________________________________________
obiecuję, że to ostatni raz kiedy piszę rozdział o tak późnej porze. jestem baardzo niezadowolona, ale może wam się spodoba. :) przepraszam, że tyle czekaliście, ale taki ze mnie podróżnik ostatnio! :D Amsterdam, potem Antwerpia, Licheń i wizyta we Włocławku. :)
ps: będę chrzestną!
cudo !!!
OdpowiedzUsuńmi się podoba :)
OdpowiedzUsuńchoć muszę przyznać, że strasznie szybko wszystko się dzieję :c :))
świetny. <3 Tylko właśnie... za szybko si e wszystko dzieje. :(
OdpowiedzUsuńSkad on wiedzial jak ma wystukac? ;o cudo cudo kochanie <3 tytul piekny :3
OdpowiedzUsuńWiedział pewnie bo podsłuchiwał :D
UsuńŚwietny *___* czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńfajny :D Podoba mi się :))
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, matko, ale ten Jordi mnie wkurza -,-
OdpowiedzUsuń