sobota, 21 września 2013

Rozdział II: Piękny początek końca

14 IX 2013, sobota

W drzwiach zastałam Jordiego i już wiedziałam, że będzie awantura. Miałam zamiar podejść do niej bardzo spokojnie, bo czasu jest mało, a i nie ma to sensu.
- Och, księżniczka raczyła wrócić do domu! Całe szczęście, że przypomniałaś sobie, że bierzesz dzisiaj ślub! Miała być DWUDZIESTA TRZECIA, nie JEDENASTA. Jesteś pewna, że spędziłaś tę noc z Shakirą? Czy znowu szwędałaś się gdzieś z tym pożal się Boże Messim? Mam to gdzieś, rozprawię się z tobą po weselu. A teraz rusz swoje zasrane cztery litery, na górze czeka na ciebie fryzjerka. - wykrzyczał.
Nie wytrzymałam, uderzyłam go w policzek. On złapał mnie mocno za nadgarstki i popchnął mnie na drzwi.
- Słuchaj, śliczności. Nie chcemy chyba zamieszania na ślubie, co? Twoja mamusia nie byłaby zadowolona, więc proszę nie zawiedź mnie. - próbował mnie pocałować, ale się nie dawałam. W końcu wyrwałam się i pobiegłam na górę. Poprosiłam fryzjerkę, by jeszcze chwilę na mnie poczekała, ponieważ muszę wziąć prysznic.
Wtedy zaczęłam się poważnie zastanawiać, co dalej. Jeśli wyjdę za Jordiego, spędzę koszmar z nim u boku. Jeśli za niego nie wyjdę, będę mogła żyć u boku Leo, jednak mój narzeczony nie da mi spokoju. Boję się go w obydwu wariantach. Wiem do czego jest zdolny i wiem, że nie da mi żyć. To chory człowiek. Niby mnie kocha, ale robi mi krzywdę, jest dla mnie jak największy wróg. Wydaje mu się, że go kocham. Nie wie, że gdy mówię Shakira - mam na myśli Lionel. Ten Lionel, z którym on sam mnie poznał, kiedy byłam jeszcze niczego nieświadoma.
Dwa lata temu Jordi zabrał mnie na coroczny bankiet dla szych z Barcelony. On znał Leo już z innych imprez, a ja zwyczajnie chciałam poznać najlepszego piłkarza świata i na pamiątkę zrobić sobie z nim zdjęcie. Nie pomyślałabym, że jedna fotografia tak bardzo namiesza w moim życiu, bo kolejnego dnia moja twarz widniała na okładce jakiegoś szmatławca z podpisem "Lionel Messi i jego nowa dziewczyna!". W Barcelonie było o tym głośno, a wszystko przez to, że wrzuciłam to zdjęcie na  instagrama. Właściwie, to dosyć śmieszne. Szczególnie zabawne było, gdy dowiedział się o tym Jordi.
Dalej moja znajomość z Leo tylko kwitnęła. Był przy mnie zawsze kiedy tego potrzebowałam i wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Z czasem zaczęłam się w nim zakochiwać, ale nie chciałam przyjąć tego do świadomości. Tęskniłam za nim non-stop, pragnęłam go mieć tylko dla siebie i jak najdłużej, wyczekiwałam z niecierpliwością naszych spotkań. Wiedziałam, że jest kimś więcej niż najlepszym przyjacielem. Czułam, że ja dla niego również odgrywam ważniejszą rolę. Do tej pory wiem, że gdy Leo jest przy mnie, to jestem bezpieczna. I że z nim mogę walczyć o moje szczęście, dlatego nie wyjdę za Jordiego.
Wreszcie trafiłam do fryzjerki. Opowiadała mi o swoim ślubie, jednak byłam kompletnie wyłączona z rozmowy odkąd dostałam wiadomość od Lionela. Pytał czy wszystko w porządku i co zamierzam.
Co zamierzam? Zamierzam Cię o niczym nie informować, panie Messi. Odpisałam mu, że jest ok i nie mogę pisać, bo jestem u fryzjerki, która ciągle coś gada.
- Rodzice muszą być z pani dumni. - powiedziała.
- Em... dlaczego? Niczego specjalnego w życiu nie osiągnęłam, nie ma powodów do dumy. - uśmiechnęłam się lekko speszona.
- Dzisiaj jest pani najważniejszy dzień w życiu. Wybrała sobie pani takiego partnera, którego pani kocha. Nie takiego, którego pani się zachciało. Pani wie co robi, nie zachowuje się jak gówniarz i to jest wystarczający powód do dumy. - uśmiechnęła się do mnie szczerze.
Te słowa dochodziły do mnie dłuższą chwilę. Ona ma rację. Wybrałam sobie partnera, którego kocham i wiem co robię. Tym partnerem jest Messi i wiem, że wepchnęłabym się w gówno, wychodząc za Jordiego. To całkowicie przekonało mnie do tego, by nie zgodzić się na miłość, wierność i uczciwość małżeńską w stosunku do mojego narzeczonego.
- Dziękuję! - zerwałam się na nogi i przytuliłam fryzjerkę - Dziękuję za te słowa i za piękne włosy. - uśmiechnęłam się szeroko i wróciłam na dół.
Na dole Jordi poinformował mnie, że idzie szykować się do swoich rodziców.  Popatrzyłam na zegarek - godzina 13:56, a więc za chwilę powinna przyjść makijażystka.
W między czasie zadzwoniłam do Leo.
- Cześć kochanie. - powiedziałam - Mam nadzieję, że niczego głupiego nie zrobisz i będziesz na moim ślubie. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Prawdę mówiąc, to  nie chcę tam być, ale zrobię to dla ciebie. Chcesz mi pewnie złamać serce.
- Hola, hola, jeszcze nic nie powiedziałam, a już ci łamię serce? - uśmiechnęłam się - Nie pożałujesz.
Rozłączyłam się.
Po zrobieniu makijażu na mojej liście rzeczy do zrobienia nie zostało już nic. Zaczęłam czuć  ścisk w żołądku wiedząc, że od ślubu dzieli mnie już tylko włożenie sukni.
Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Moje długie brązowe włosy tym razem były zakręcone przy końcach. Oczy miałam lekko podkreślone, rzęsy znacznie dłuższe niż zwykle. Musiałam  zaczekać jeszcze moment na moją mamę, która postanowiła mi  pomóc się ubrać.
Czas na sukienkę, panno Roccuzzo
Gdy skończyłyśmy się z nią siłować, ja zakładałam welon.
- Jesteś gotowa na najważniejszy i najszczęśliwszy dzień swojego życia, słonko. - uśmiechnęła się.
- Mamo. To nie jest mój najważniejszy dzień - chwilę się zawachałam, czy mówić dalej - Mój najważniejszy i najszczęśliwszy dzień przeżyłam wczoraj. A wiesz dlaczego? Bo spędziłam go z kimś, kogo kocham i przy którym czuję, że dobrze wybrałam. Z Jordim tak nie jest. Pewnie dlatego, że to ty mi go sobie wymyśliłaś, jako mojego męża. A ja nie miałam nic do mówienia, bo chciałam ci w ten sposób podziękować za wychowanie mnie. W porę zdałam sobie sprawę, że to nie jest dobry pomysł. I dzisiaj jeszcze nie jest za...
- Antonella, dziecko, nie rób mi tego... - przerwała mi.
- Zrozum, że nie chcę brać tego ślubu dla ciebie! Jeśli chcesz, żebym przeżyła swój najważniejszy dzień w życiu, to pozwól mi samej zadecydować, bo w tym momencie, ten dzień stał się twoim, nie moim. Możesz mówić, co chcesz. Tego ślubu nie będzie.
Odetchnęłam. Mama dłuższą chwilę nic nie mówiła.
- Limuzyna już stoi pod domem, pakuj się do niej.
I wyszła.
Włożyłam na nogi białe szpilki i jeszcze raz popatrzyłam na siebie w lustrze. Do oczu napłynęły mi łzy.
Całkiem czysta, biała suknia z szeroką spódnicą i górą na ramiączkach ze złotymi zdobieniami już nie uśmiechała się do mnie tak, jak zza witryny, gdy jeszcze nie znałam Jordiego i śniłam o tym dniu. O ślubie z księciem na białym koniu, nie z nim.
Poszłam do limuzyny i ledwo hamowałam łzy cisnące się do moich oczu. Już za chwilę będę w centrum uwagi całej mojej rodziny. Będą cieszyć się moim szczęściem, którego chwilowo zabrakło. Będą mi składać życzenia, a ja wtedy będę udawać, że jest w porządku. Nie mogę tego odwołać. Jest za późno, jest zbyt idealnie, zbyt wielka presja. Tylko, co wtedy z Lionelem. Powinien to zrozumieć i wrócić, do naszych potajemnych spotkań bez większych problemów. Ale nie wiem, czy tak zrobi. On chce ode mnie dowodów, że go kocham, tak samo jak ja wymagam tego od niego. Na tym buduje się związek. A ja co? A ja biorę ślub z innym facetem. Nie tak to ma wyglądać...
Jestem w kropce.
Właściwie, jestem pod kościołem. Teraz przejdę z wymuszonym uśmiechem pod drzwi kościoła, pod którymi czeka najbliższa rodzina. Albo zwieję, to by było najlepsze rozwiązanie.
- Wow, wyglądasz pięknie.  - powiedział mój ojciec - Jeszcze niedawno byłaś moją malutką dziewczynką.
Miałam ochotę zwymiotować, gdy usłyszałam drugie zdanie. To wszystko jest takie sztuczne...
Do ślubu zostało 5 minut. Wodziłam wzrokiem po wszystkich zebranych pod kościołem i szukałam Messiego. Nie widziałam go, zaczęłam się martwić.
Wszyscy już weszli do środka, a po nim wciąż ani śladu. Nawet Daniella z Cesciem pytali, czy już dojechał i nie wiedziałam co mówić.
Wybiła szesnasta, drzwi się przed nami otworzyły. Szybko jeszcze obróciłam się do tyłu, żeby sprawdzić, czy Leo przyjechał.
Właśnie wyszedł ze swojego porsche i patrzył na mnie tym samym wzrokiem co wczoraj - z pretensją i nutką pożądania. Szybko wróciłam jednak na swoje miejsce. Wszyscy obrócili się patrząc w moim kierunku. Jordi był już pod ołtarzem. Już z daleka wyglądał okropnie. Messi przeszedł obok mnie i szybko zajął miejsce w środku. Drugi rząd, koło Shakiry i Gerarda. Wtem zabrzmiał Marsz Mendelsona, a ja nie potrafiłam powstrzymać się od płaczu. Łzy szybko leciały po moich policzkach, jedna za drugą.
- Chyba ci coś rano powiedziałem. - wyszeptał mój partner, gdy już doszłam pod ołtarz.
- To ze wzruszenia. - zawachałam się.
Popatrzyłam na drugi rząd. Shakira i Daniella wysyłały mi pytające spojrzenia. Szybko je zlekceważyłam i wysłałam mój wzrok na Lionela. Miał twarz schowaną w dłoniach i był lekko przygarbiony. Gdy wreszcie poczuł mój wzrok na sobie, wyprostował się i popatrzył na mnie. Był zdziwiony. Szybko jednak posłał spojrzenie na inny obiekt.
Msza się zaczęła. W mojej głowie wciąż toczyła się kłótnia, co robić. I tak całe 30 minut. Do najważniejszego momentu zostały dosłownie minuty, jednak dalej nie byłam pewna. W ogóle nie skupiałam się na tym, co mów ksiądz. Ciągle myślałam i patrzyłam na Leo. I tak w kółko.

- Czy ty, Jordi Juanie Perreira Rodriguezie bierzesz sobie za żonę Antonellę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci?- Tak. - odpowiedział szybko i z uśmiechem.Mój żołądek zrobił fikołka.- Czy ty, Antonello Roccuzzo bierzesz sobie za męża Jordiego i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuścisz aż do śmierci?

Chwila ciszy. Poczułam na sobie kilkadziesiąt krzywych spojrzeń. 
- Nie. 
W kościele wszyscy byli przerażeni, niektórzy nawet powstawali z miejsc. Jordi patrzył jakby chciał mnie zabić. Pewnie chciał...
Wybiegłam na tyły kościoła. Szybko zjawił się tam Jordi, cała się trzęsłam. Okropnie się go bałam.
- Jesteś zwykłą dziwką! Nie pasuje ci życie ze mną, szmato?! Za mało ci pieniędzy to poleciałaś do bogatszego! Nie martw się, on nie będzie cię traktować inaczej niż ja. Nie zasługujesz na to. 
Zaczęłam płakać. Ba, ryczeć. Nie utrzymywałam się dłużej na nogach, usiadłam na trawie. On zaczął mnie kopać. Nie mocno, ale jednak. 
- Czego tu szukasz? - usłyszałam głos Lionela - Mało jej cierpień zafundowałeś? Dobrze się z tym czujesz, szujo? Wynoś się stąd, zanim ja ci w tym pomogę. 
Jordi wrócił przed kościół.
Leo usiadł koło mnie i przytulił mnie mocno.
- Kocham Cię. Nie wierzę, że zrobiłaś to dla mnie...
                                                    ________________________
Rozdział pisany 23:04-1:00, ale chyba nie jest najgorzej. :) Musicie mi wybaczyć. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Ta część wygląda jak ostatnia, ale spokojnie, to dopiero początek. :)

9 komentarzy:

  1. Jejku, jak ja się cieszę, że Antonella nie zrobiła głupstwa i nie wyszła za Jordiego! Messi jest taki słodki, jejciu *o*
    Rzeczywiście, rozdział jak koniec opowiadania, jestem ciekawa co przygotowałaś na dalsze losy ^^
    Czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże *.* Jakie to zajefajne ;3 Czekam na kolejny rozdzial ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. kochanie zajefajne wiesz o tym :)) dobrze zrobiła bo Leo jest idealny <3 czekam na kolejny i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. jejku, jak dobrze że ona jednak nie wyszła za tego Jordiego :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno, potrafisz pisać! Uwierz, trochę się na tym znam. Nie jeden szajs przeczytałam ale twoje opowiadanie absolutnie się do nich nie zalicza ;D szkoda tylko, że Leo na nie przypierzył Jordiemu ;pp

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku...aż mam ciary. :) <3
    To jest cudowne, boskie i nie do opisania <3
    Kocham, kocham i jeszcze raz kocham <3
    Dziewczyno pisz ten blog dalej.
    Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów...jeszcze czegoś takiego nie czytałam. <3
    Pozdrawiam i życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. < 33 Leonella ! ♥♥♥
    Bałam się, że ona serio za tego Jordiego wyjdzie xd

    OdpowiedzUsuń
  8. weź ja bym nie wytrzymała z takim debilem, dobrze, że nie dopuściłaś do tego ślubu haha xD

    OdpowiedzUsuń